Zgodnie z zapowiedziami pakiet pomocy dla kredytobiorców (tylko złotowych!) obejmie trzy elementy. Pierwszy to tzw. wakacje kredytowe – w tym i w przyszłym roku będzie można odłożyć spłatę łącznie nawet ośmiu rat. Dobra wiadomość: decyduje o tym każdy klient indywidualnie, nie ma żadnych wymagań dotyczących np. wysokości zarobków. Wiadomość gorsza: odłożone raty nie znikają, tylko wydłużają czas spłaty kredytu. To swoiste rozwiązanie awaryjne, z którego nie powinni z pewnością korzystać wszyscy klienci. Tym bardziej że stopy wciąż rosną, więc rata obecna jest niższa od tej za kilka miesięcy. Rząd twierdzi, że spłacający kredyty oszczędzą w ten sposób nawet 3 mld zł, chociaż nie chodzi o żadne oszczędności, tylko po prostu o przesunięcie terminu spłat.
Polonia zamiast WIBOR
Drugi element, raczej niebudzący specjalnych kontrowersji, to wzmocnienie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, który z 600 mln zł budżetu urośnie w tym roku o 2 mld zł, a w przyszłym roku o kolejne 2 mld. Te środki przekażą banki. Skorzystać z niego mogą osoby o niskich dochodach lub te, których rata przekracza połowę zarobków.
Wreszcie trzeci filar dotyczy zmiany od przyszłego roku stawki WIBOR na inną przy obliczaniu wysokości miesięcznych rat. Premier zapowiada nowy mechanizm, który mają wypracować banki. Jako alternatywę podaje istniejącą stawkę o nazwie Polonia, obliczaną przez Narodowy Bank Polski. Dzisiaj wynosi niespełna 5 proc., podczas gdy WIBOR 3M i WIBOR 6M (najczęściej używane przy złotowych kredytach hipotecznych) to odpowiednio ok. 6,3 i 6,6 proc. Zmiana WIBOR na inny wskaźnik ma zdaniem rządu przynieść kredytobiorcom ok. 1 mld zł oszczędności rocznie.
Banki nie muszą się martwić
Sponsorami tego pakietu będą banki. Dla nich nie jest to wielki problem, bo dzięki szybko rosnącym stopom znacznie poprawiły swoje wyniki finansowe. Także dlatego, że chociaż kredyty drożeją w szalonym tempie, oprocentowanie depozytów jest podnoszone dużo wolniej, a w niektórych instytucjach finansowych właściwie tylko symbolicznie. Tym problemem premier też obiecał się zająć, ale priorytet mieli kredytobiorcy hipoteczni, a nie oszczędzający, których wartość lokat topnieje w błyskawicznym tempie. Banki płakać nie będą, tylko zrobią to, co zawsze robiły i robią w takich sytuacjach – poszukają kolejnych źródeł zarobku, np. podnosząc marże w przypadku nowych kredytów. Swoją polityką tzw. repolonizacji rząd zadbał o to, żeby konkurencja na rynku bankowym była jak najmniejsza, a główne banki państwowe nie musiały się nawet wysilać w walce o klienta.
Czytaj też: Załamani kredytobiorcy. „Ręce opadają”
PiS rozgrzewa gospodarkę
Pakiet wsparcia ma być jasnym sygnałem podczas rozpędzającej się, choć wciąż nieformalnej kampanii wyborczej. Oto dobry rząd ratuje tych, których pogrążają decyzje może nie złej, lecz bezwzględnie walczącej z inflacją (na razie bez efektów) Rady Polityki Pieniężnej. Tymczasem podnoszenie stóp, a w efekcie zwiększanie kosztów kredytów, jest podstawą realizowanej dziś polityki pieniężnej. Jeśli premier łaskawie „obniża” WIBOR albo zamienia go na inny, korzystniejszy wskaźnik, to RPP będzie musiała jeszcze mocniej podwyższyć stopy, by niejako zneutralizować ten prezent. Jeśli rząd chwali się ulgą dla kredytobiorców, wlewając w ten sposób kolejne, „zaoszczędzone przez polskie rodziny” miliardy złotych do gospodarki, to Rada nie ma innego wyjścia, niż dalej zaostrzać politykę pieniężną. Dzisiejsza decyzja wpisuje się w znany schemat: RPP stara się ostudzić gospodarkę, a rząd zwiększaniem wydatków, obniżaniem podatków i – jak w tym przypadku – ingerowaniem w sektor bankowy tę gospodarkę wciąż rozgrzewa.
Zgodnie z oczekiwaniami pakiet wsparcia kredytobiorców nie doczekał się analogicznego pakietu dla najemców, chociaż rynek wynajmu jest kompletnie rozregulowany od chwili inwazji Rosji na Ukrainę. Grupą, która również ma prawo czuć się zawiedziona i zapomniana, są zaciągający w ostatnich latach kredyty nie o zmiennym, lecz stałym oprocentowaniu. Nie była to grupa liczna, bo takie produkty wydawały się zupełnie nieopłacalne w czasach prawie zerowych stóp. Jednak niektórzy myśleli, że wybierając kredyt wówczas droższy, lecz przynajmniej przez kilka lat odporny na rynkowe zawirowania, skorzystają na swojej zapobiegliwości. Zapomnieli, w jakim kraju żyją.
Czytaj też: Stopy procentowe znowu w górę. Coraz trudniej o własne M.