Rynek

PiS chwali się budżetem na 2023 r. Znowu będzie jazda bez trzymanki

Premier Morawiecki pokazał kolejny odcinek swoich wizji, które nigdy się nie spełniają: rządowy projekt budżetu na 2023 r. Premier Morawiecki pokazał kolejny odcinek swoich wizji, które nigdy się nie spełniają: rządowy projekt budżetu na 2023 r. Jacek Szydłowski / Forum
Premier Morawiecki pokazał kolejny odcinek swoich wizji, które nigdy się nie spełniają – projekt budżetu na 2023 r. Jak podkreślił, jest w nim wiele wydatków, które zapewnią bezpieczeństwo rodzinom, bo jest to budżet ambitny. Tyle że fikcyjny, podobnie jak budżet na rok obecny.

Funkcjonowanie gospodarki bez ustawy budżetowej jest jak jazda bez trzymanki, ale Polak potrafi. Liderzy PiS do nowelizacji budżetu 2022, w którym zapisano fikcyjne wskaźniki – np. wzrost inflacji na poziomie 4,4 proc., gdy mamy 15,6 proc. – nawet się nie przymierzają, ustawa nie ma dla nich żadnego znaczenia, można w niej zapisać każdą bzdurę.

W projekcie 2023 inflację zapisano na poziomie 9,8 proc., jeśli więc te prognozy miałyby się spełnić tak jak ubiegłoroczne, czyli ceny będą rosły w tempie ponad trzy razy szybszym, to strach pomyśleć, co się będzie działo. Ale premiera Morawieckiego to nie przeraża, wypowiada się nie tylko w imieniu rządu, ale także Narodowego Banku Polskiego, zapowiadając od czwartego kwartału 2023 r. luzowanie polityki pieniężnej, czyli spadek stóp procentowych.

Fikcyjny budżet państwa. Kto PiS-owi zabroni?

Po co rząd pokazuje projekt budżetu na 2023 r., skoro ma nieaktualne wskaźniki na rok obecny? Żeby się pochwalić. Że mimo agresji Rosji na Ukrainę Polska radzi sobie świetnie – tak przynajmniej wynika z projektu. Co prawda wzrost PKB ostro hamuje (zaplanowano wzrost zaledwie na 1,7 proc.), ale hamować mają także ceny. Za to wzrost przeciętnego wynagrodzenia wyprzedzi inflację i wyniesie 11,2 proc. O tym, że jeśli wynagrodzenia rosną szybciej niż gospodarka, to wtedy inflacja przyspiesza, autorzy ustawy budżetowej milczą.

Premier gwarantuje, że żaden przywilej socjalny nie zostanie odebrany, a nawet planuje nowe wydatki, które mają zapewnić bezpieczeństwo polskim rodzinom. Przyszły rok jest przecież wyborczy, więc ludzie czekają na finansowe prezenty. Skąd rząd weźmie na nie pieniądze, skoro deficyt ma wynieść „tylko” 65 mld zł? A skąd bierze teraz? Z wyprowadzenia wielu wydatków poza budżet państwa, np. do funduszu covidowego, przeznaczonego na walkę z pandemią. Stąd szły środki nie tylko na respiratory od handlarza bronią, ale i na wiele innych rzeczy niemających z pandemią nic wspólnego. No bo kto im zabroni?

Te wydatki finansuje się drukiem pieniędzy, maszyny pracują pełną parą. Dlatego inflacja jest tak wysoka, o wiele wyższa niż w innych krajach Unii. I dlatego trudno mieć nadzieję, że założenia do ustawy budżetowej na 2023 r. spełnią się w rzeczywistości. To nie jest budżet ambitny, tylko fikcyjny.

Dobrobyt według Morawieckiego

Jeśli w tym roku, jak szacują eksperci, rząd wydał o wiele więcej (co najmniej 200 mld zł), niż zostało zapisane w budżecie, to w roku wyborczym tym bardziej nie będzie liczyć się z kosztami. PFR czy BGK wyemitują obligacje, a NBP je kupi, dostarczając emitentom pustą gotówkę, bez pokrycia w towarach i usługach. Te pieniądze trafią na rynek, podbijając ceny. Same wydatki na obronność mają wynieść 98 mld zł (w tym roku 58 mld) plus kolejne 40 mld na zagraniczne zakupy.

Mateusz Morawiecki zapewnia nas, że żyjemy w dobrobycie, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nie widzimy, jak świetne mamy usługi publiczne, np. szkolnictwo czy publiczną ochronę zdrowia. Kiedy w 2015 r. PiS przejmował władzę, na zdrowie wydawaliśmy zaledwie 4,5 proc. PKB – wylicza Morawiecki. A w projekcie na 2023 r. osiągniemy już 6 proc. No to czyż nie jest lepiej? Czy nie widać tej poprawy na masowo zamykanych oddziałach szpitalnych? Czyż nie zniknęły kolejki do specjalistów? Czy nie kwitnie psychiatria dziecięca? Towarzysząca mu na konferencji prasowej minister finansów, której nazwisko wydaje się większości Polaków zupełnie nieistotne, poświadcza prawdziwość słów swego szefa.

Kiedyś ustawa budżetowa była najważniejszą spośród ustaw, a za przekroczenie zapisanych w niej limitów wydatków groził Trybunał Stanu. PiS przełamał imposybilizm rządzących, teraz mogą wydawać, ile dusza zapragnie. Wystarczyło wyprowadzić wydatki poza budżet, do powołanych w tym celu funduszy, a ich kontrolę uniemożliwić nawet Najwyższej Izbie Kontroli. Tylko nad inflacją, tą prawdziwą, a nie zapisaną w budżecie, nie udaje się rządzącym zapanować. A może Polakom po prostu się wydaje, że wszystko drożeje?

Czytaj też: Jak z inflacją walczą inni

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną