Gwałtowne stłumienie inflacji byłoby dla ludzi i gospodarki gorsze niż szybko rosnące ceny – uważa prezes NBP Adam Glapiński. Dlatego Rada Polityki Pieniężnej już drugi raz z rzędu nie podnosi stóp procentowych, choć uważa, że inflacja w pierwszych miesiącach 2023 r. nadal będzie rosła. Ma nie przekroczyć 20 proc., a spadać od marca. Według poprzednich przewidywań prezesa miała spadać już po wakacjach, więc do jego prognoz nie należy się przywiązywać. Zwykle się nie sprawdzają. Szczyt inflacji, który miał nastąpić latem, ciągle przesuwa się w czasie.
Argumenty mające uzasadnić bezczynność RPP, która nadal się temu tylko przygląda, także słabo przekonują: nadchodzi spowolnienie, Unii grozi recesja, aktywność gospodarcza zmaleje, a wraz z nią siła nabywcza Polaków, więc lepiej nie podnosić stóp, bo to groziłoby większym bezrobociem. Specjaliści wzrostu bezrobocia się jednak nie obawiają, firmy nadal mają kłopoty ze znalezieniem ludzi. Natomiast coraz wyższe ceny rujnują finanse, zwłaszcza najuboższych. Zjadają oszczędności tych, którzy je mają, i wymiatają z rynku firmy najmniejsze i najsłabsze – rodzime. Bogaci natomiast mają państwowe molochy.
Czytaj też: Dlaczego PiS tylko udaje, że chce powstrzymać inflację
PiS kocha złotego, a pożycza w dolarach
Analitycy nie podzielają opinii prezesa NBP – także tej, że inflacja nie przekroczy 20 proc. Jednym z powodów są zapowiedzi likwidacji tarcz antyinflacyjnych, co otwarcie przyznaje premier Mateusz Morawiecki. Głównym powodem jest to, że musimy oszczędzać.