Jeszcze nie ucichły głosy oburzenia z powodu programu „willa plus”, czyli podzielenia przez MEiN 40 mln zł między bliskie partii rządzącej organizacje pozarządowe, żeby po okazyjnych cenach mogły zakupić sobie wille należące do państwowej firmy, a już dowiadujemy się o kolejnym posunięciu PiS, które ma mu przysporzyć głosów w nadchodzących wyborach. Tym razem chodzi o sumę o wiele większą, bo 750 mln zł – na dofinansowanie szpitalnych oddziałów ratunkowych. Tutaj też kryteria sformułowano tak, by pieniądze trafiły tam, gdzie PiS ma największe poparcie.
Kryteriów nie ustalał wiceminister zdrowia Waldemar Kraska, chociaż to on odpowiada za ratownictwo medyczne i – przynajmniej teoretycznie – powinien mieć najlepszą orientację, który SOR z największym pożytkiem dla pacjentów należy wesprzeć. Chodzi niby o poprawę funkcjonowania publicznej ochrony zdrowia w miejscu, gdzie działa najgorzej, co odbija się nie tylko na zdrowiu, ale także życiu pacjentów. Czekając na SOR na pomoc, można je stracić.
Czytaj także: Ciężko uzdrowić SOR-y
Szpitale w dużych miastach wsparcia nie dostaną
Ci, którym zdarzyło się na taki oddział trafić, doskonale wiedzą, jak długo trzeba tam czekać na udzielenie pomocy. Wiceminister Kraska też wie, wie nawet prezes, który publicznie oburzał się, że jego znajomy czekał na SOR wiele godzin i pomocy się nie doczekał. Najgorsza sytuacja panuje w oddziałach ratunkowych w szpitalach wielkich miast, tam tłok jest największy, obsługują największą liczbę pacjentów.