„Babciowe” nie będzie rozdawnictwem. To szansa dla kobiet, która nie będzie nas kosztować
Po pierwsze – to prawda, że dodatek będzie kosztować miliardy, których w budżecie państwa brakuje. I że nie spodoba się liberalnym wyborcom, przeciwnym w ściganiu się na populizm. Mogą odpłynąć do Konfederacji, która rośnie w siłę m.in. z powodu bardzo liberalnego stosunku do gospodarki, wysokich podatków itp. Może się nie spodobać, dopóki nie zaczną liczyć. Bo przecież, mimo że dodatek ma być wypłacany od momentu podjęcia pracy przez kobietę, to państwo nie będzie on kosztować NIC.
Czytaj także: Równość płci. Kobiety wykonały już swoją część zadania
Państwo nie dopłaci do „babciowego”
Rachunek, to prawda, że mocno uproszczony, jest naprawdę prosty. Jeśli młoda mama nawet nie jest osobą z wysokimi kwalifikacjami, to podejmując pracę na etacie, otrzyma co najmniej płacę minimalną, czyli obecnie 3,4 tys. zł brutto. Składki emerytalne, rentowe, chorobowe i inne na tzw. ZUS wyniosą mniej więcej tyle, ile dostanie „babciowego”. Do tego doliczyć trzeba bowiem także podatek od dochodów osobistych. A więc w sumie państwo wychodzi na zero albo nawet nieco zyskuje.
Jeśli dziewczyna założy własną firmę, to także nie zrobi tego, aby wyłudzić „babciowe”, bo to się zwyczajnie nie kalkuluje. Na swoim także musi opłacać obowiązkowe ubezpieczenie i płacić podatki. O żadnych wyłudzeniach nie może więc być mowy. A więc o ściganiu się w populizmie także.
Czytaj także: Co zrobią 30-latki?