AGATA SZCZERBIAK: Martwi panią najniższa liczba urodzeń od II wojny światowej i wysokie wskaźniki zgonów?
IRENA E. KOTOWSKA: Nie mogę się nadziwić, kiedy widzę w środkach masowego przekazu kolejne odkrycia o tym, że znowu spadają w Polsce urodzenia i rosną zgony. To nie jest żadne zaskoczenie dla demografa – od lat mówiliśmy, że to się będzie dziać, wskazując, że to konsekwencja zmian struktury wieku. Problem polega jednak na tym, że zmiany te rzeczywiście się nasilają. Wzrost liczby zgonów jest wyższy niż ten przewidywany – w 2020 r. w Polsce zmarło 477,4 tys. osób, więcej niż przewidywana liczba zgonów dla 2050 r. w projekcji ludności Eurostatu, która wynosi 466,1 tys. zgonów. Co się stało? Znacznie pogorszyła się umieralność, czyli wzrosło ryzyko zgonu. Natomiast spadek urodzeń wynika nie tylko z tego, że jest mniej kobiet, które mogą mieć dzieci, ale także ze zmniejszenia się natężenia urodzeń, które mierzymy za pomocą średniej liczby dzieci przypadającej na kobietę w wieku rozrodczym w danym roku.
Ale prawdę mówiąc, martwię się bardziej o wskaźniki zgonów i stan zdrowia niż o urodzenia.
Dlaczego?
W wielu krajach zaobserwowano zahamowanie trendu wydłużania trwania życia już od połowy poprzedniej dekady, natomiast pandemia wpłynęła na gwałtowny wzrost umieralności i skrócenie trwanie życia. U nas te zmiany należą do najsilniejszych w Europie. I co więcej, wzrost umieralności w Polsce wynikał nie tylko z tego, jak wiele osób umarło na covid, ale także z powodu wzrastającej liczby zgonów z powodu innych chorób.