Serial „Budujemy narodowe auto elektryczne Izera” zaczyna nowy sezon. Który to już z kolei?
Pogubiłem się w rachunkach. Zależy, jak liczyć, bo bywały lata, że panowała cisza i nie było wiadomo, czy ElectroMobility Poland (EMP), spółka stworzona do zaprojektowania i uruchomienia sztandarowego dzieła Planu Morawieckiego, w ogóle istnieje i co robi. Każdy sezon zgodnie z instrukcją Alfreda Hitchcocka zaczyna się efektownie, od eksplozji bomby. Najnowszą jest informacja, że „ElectroMobility Poland (EMP) współpracuje z biurem stylistycznym Pininfarina nad projektem stylistyki gamy modelowej polskiej marki samochodów elektrycznych Izera”.
Pędziła makieta
Okazuje się, że to, co od 2020 r. podziwialiśmy jako przyszłe narodowe auta elektryczne Izera, stworzone przez włoskich projektantów ze studia stylistycznego Torino Design, to były tylko przymiarki, żeby pokazać, jak takie auto mogłoby wyglądać, a nie jakie będzie produkowane. A przecież zapewniano nas wówczas, że to krok milowy, że produkcja takich aut ruszy lada chwila w fabryce, której wprawdzie jeszcze nie ma, ale zaraz będzie, jak tylko uda się wyciąć kawał lasu koło Jaworzna. Mogliśmy też oglądać efektowne filmy z pędzącą Izerą. Okazuje się, że to pędziła makieta, a teraz trzeba zaprojektować nowe, takie prawdziwe Izery.
Sięgnąć do stylistycznego DNA
Zresztą tamte się zestarzały. Nie wracajmy już do tej sprawy. A to, że na budowę auto-makiet wydano kilkadziesiąt milionów złotych? A jakie to ma znaczenie? Państwo wyłożyło 500 mln zł, więc nie ma problemu. Spółka uchyla się od udzielania informacji, ile i na co wydaje. Tajemnica handlowa – wiadomo, konkurencja czuwa.