Swoją teorią o deprowincjonalizacji Kaczyński mimowolnie ośmiesza całą politykę inwestycyjną rządu PiS. Okazuje się, że nie chodziło o wyjście z „pułapki średniego rozwoju” ani o reindustrializację, ale o inwestycje symboliczne, które miały budować narodowe ego.
Elektryczna motoryzacja na zakręcie: przemysł narzeka na politykę UE, na deficyt części i surowców, a nabywcy na wysokie ceny e-aut i niewygody użytkowania. Co w tej sytuacji polski rząd ma zrobić z projektem budowy fabryki Izery?
Izera przechodzi audyt, który ma rozstrzygnąć, czy budowa Państwowej Fabryki Samochodów Elektrycznych „Izera” w Jaworznie ma sens. Ministra funduszy i polityki regionalnej na razie wypowiada się mgliście, za to Chińczycy wprost kuszą perspektywą inwestycji w naszą gospodarkę.
Rząd PiS zostawia po sobie spadek w postaci rozmaitych inwestycji: rozgrzebanych i zagrzebanych, realizowanych i tylko zaplanowanych. Wiele pozostało w sferze mitów i obietnic. Co ma z tym zrobić rząd Tuska? Kontynuować? Zmodyfikować? Wygasić?
Izera, narodowy samochód elektryczny, będzie chińskim e-autem z polską marką. Kiedy Europa szykuje się do obrony przed inwazją chińskiego przemysłu motoryzacyjnego, Polska za publiczne pieniądze chce wybudować Chińczykom fabrykę.
NIK przyjrzał się spółce EMP odpowiedzialnej za powstanie „polskiego” e-auta Izera. Wnioski? Premier Morawiecki nadzoruje wątpliwe ekonomicznie przedsięwzięcie za publiczne pieniądze. A spółka właśnie kupiła za 157 mln zł (128 mln netto) teren pod budowę fabryki, która pod polską marką ma wytwarzać chińskie auta.
Samochody elektryczne do tanich nie należą. Wiemy coś o tym, bo z publicznej kasy łożymy na budowę marzenia premiera Morawieckiego o Izerze, czyli polskim elektryku (made in China), który ma zawojować świat.
Narodowy polski samochód elektryczny Izera pod włoską maską zaprojektowaną w Turynie będzie krył chiński silnik, baterie i całą resztę. Plan zakłada, że takim cudem zadziwimy świat, bo pod względem osiągów mało kto naszej Izerze będzie mógł dorównać. Produkcja ruszy w 2026 r. O ile w ogóle ruszy.
Auto miało kosztować 75 tys. zł, być rodzinne, wygodne i ze sporym zasięgiem – takie było życzenie polityków PiS. Czyli e-cud na kołach, żeby Elonowi Muskowi z wrażenia spadły kapcie.
Lata mijają, a słynnego narodowego auta elektrycznego Izera jak nie było, tak nie ma.