To był sztandarowy projekt gospodarczy PiS z planu Morawieckiego. Założenie było takie, że zaskoczymy świat, tworząc narodowe auto elektryczne o niespotykanych walorach użytkowych i wyjątkowo niskiej cenie. Kiedy wielkie, nieruchawe koncerny motoryzacyjne są skoncentrowane na produkcji aut spalinowych, my mieliśmy je zaskoczyć naszym e-cudem techniki na kołach. Nie żartuję, takie deklaracje składali politycy PiS i szefowie ElektroMobility Poland (EMP), spółki stworzonej do realizacji tego historycznego dzieła.
Chcieli dobrze, a wyszło jak zawsze: w Jaworznie wycięto kawał lasu, gdzie ma zostać wybudowana fabryka, która będzie produkowała chińskie auta elektryczne z włoskim nadwoziem i polskim firmowym znaczkiem (albo chińskim, to się jeszcze okaże). Oczywiście, jeśli znajdą się na to pieniądze, bo to biznes wysokiego ryzyka. Dziś rynek samochodowy masowo przestawia się na elektromobilność, wielkie koncerny samochodowe nad niczym innym nie pracują niż nad elektrykami, bo za 10 lat tylko takie będzie można produkować. A my się wciąż szykujemy do skoku.
Czytaj także: NIK i tajemnica Izery. Wybudujemy fabrykę Chińczykom?
Jeśli nie chińska montownia, to co?
Nic więc dziwnego, że Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej, której przypadło zadanie audytu projektu Izery, ma się nad czym zastanawiać. Czy pieniądze z KPO przeznaczone na elektromobilność inwestować w fabrykę chińskich aut, czy może w rozwój infrastruktury niezbędnej do ładowania wszystkich jeżdżących po kraju e-samochodów? Zwłaszcza że pod względem infrastruktury jesteśmy mocno opóźnieni w stosunku do Europy.
Na razie wypowiedziała się na platformie X w sposób dość tajemniczy: „Przemysł samochodowy w wielu krajach (w tym w Niemczech) korzysta ze wsparcia państwa np. poprzez sowite dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych. Czysto rynkowe podejście do Izery nie jest więc zasadne. Kluczowe jest nie tylko CZY chcemy zachować ten projekt, ale też JAK ewentualnie go rozwijać. „Izera” jako chińska montownia - nie jest dla Polski korzystna. Izera, która mimo chińskiego komponentu stawia szeroko na polskich podwykonawców miałaby większy sens. W KPO środki, które mogą być wsparciem dla tego projektu przesuwamy z grantu do preferencyjnych pożyczek”.
Przemysł samochodowy w wielu krajach (w tym w Niemczech ) korzysta ze wsparcia państwa np. poprzez sowite dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych. Czysto rynkowe podejście do Izery nie jest więc zasadne. Kluczowe jest nie tylko CZY chcemy zachować ten projekt, ale też JAK… https://t.co/Bu48htKaxY
— Katarzyna Pełczyńska (@Kpelczynska) March 18, 2024
Ale jeśli to ma nie być chińska montownia, to co to ma być? Jak rozwijać projekt w innej formule? Próby skonstruowania polskiego e-samochodu już podejmowano bez szczególnych sukcesów. Nawet do nadwozia trzeba było zatrudnić Włochów.
Nad wszystkim wisi jednak pytanie fundamentalne: czy jesteśmy gotowi na finansowanie strat związanych z działalnością Izery i jak długo. Dla każdego jest jasne, że szybko zysków nie będzie, o ile w ogóle jakieś będą. Nikomu nieznana Izera będzie musiała konkurować z e-autami wielkich i doświadczonych koncernów. Chyba że zamiast znaczka Izera na masce nie pojawi się znaczek chińskiej firmy Geely, bo to uznany na świecie producent e-aut.
EMP robi business as usual
Tymczasem spółka ElectroMobility Poland prowadzi działalność business as usual, jakby nie dostrzegała, że izeroentuzjastów zastąpili izerosceptycy. Tworzy fakty dokonane z nadzieją, że rozpędzonej Izery nie da się już zatrzymać. W środę 13 marca EMP poinformowała o wyłonieniu wykonawcy fabryki w Jaworznie. Będzie to firma Mirbud. Podpisano na razie list intencyjny, a ostateczna umowa zależna jest od zgody korporacyjnej, jaką musi uzyskać EMP. Czyli podpisu Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz.
Czytaj także: Izera – chińska technologia, polski temperament (polityczny)
Chińczycy tęsknią i kuszą
Nie jest to jedyny list w sprawie Izery, który pojawił się ostatnio w przestrzeni medialnej. O drugim informuje Business Insider Polska, który poznał treść pisma prezesa zarządu Geely Daniela Donghui Li do prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju Pawła Borysa. Zaniepokojony możliwością rezygnacji z budowy fabryki Izery przekonuje, by tego nie robić, i kusi perspektywą chińskich inwestycji w polską gospodarkę, w tym budowę fabryki baterii do e-aut. Przekonuje, że w Jaworznie może powstać jedna z największych w Europie fabryk produkujących wyłącznie e-auta. Chińczycy gotowi są bardziej zaangażować się w ten projekt, jeśli dojdzie do skutku.
Jeśli rzeczywiście tak im zależy, może warto z nimi rozmawiać, choć Komisja Europejska chce podejmować działania broniące rynek UE, zarzucając Chińczykom subsydiowanie produkcji aut elektrycznych. Jeśli jednak Geely zdecyduje się zaryzykować własne pieniądze, a potem zajmie się sprzedażą aut, to jestem za. Ale w obiecywaną świetlaną przyszłość Państwowej Fabryki Samochodów Elektrycznych „Izera” po prostu nie wierzę. Zbyt długo zajmuję się polską motoryzacją i wiem, jak działa państwowy przemysł. Wiele upadków już widziałem.