Gdyby szukać gospodarczego symbolu ostatnich ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy, to elektryczne auto Izera byłoby niezłym kandydatem. Miało być dowodem na to, że Polak potrafi, że wstająca z kolan, centralnie sterowana państwowa gospodarka jest w stanie realizować zaawansowane technologicznie projekty, o których prywatny biznes może tylko pomarzyć. PiS obiecywał, że wprowadzi Polskę do elitarnego grona producentów aut elektrycznych. Będziemy mieli polską Teslę.
By to udowodnić, nie szczędzono pieniędzy z kasy państwowych spółek, a potem z budżetu państwa. Narodowe e-auta, tanie i nowoczesne, miały być już od kilku lat produkowane w państwowej fabryce. I co z tego wyszło? Polskie e-auto ostatecznie przybrało postać projektu łączącego chiński model firmy Gelly z włoskim nadwoziem. Ma być produkowane w fabryce, która ruszy w 2025 r., tyle że dopiero kupiono grunt pod jej budowę w Jaworznie, ale wciąż nie wiadomo, kto wyłoży miliardy na budowę.
Czytaj także: Izera – chińska technologia, polski temperament (polityczny)
NIK prześwietla Izerę
Tajemnicę Izery postanowiła prześwietlić Najwyższa Izba Kontroli. Jej opublikowany właśnie raport „Działalność spółki ElectroMobility Poland SA oraz wydatkowanie środków finansowych na projekt samochodu elektrycznego Izera” pokazuje, jak politycy PiS rozumieją współczesną gospodarkę, a właściwie nie mają o niej pojęcia. I jak dla efektu politycznego potrafią przepalać setki milionów z publicznej kasy. Autorzy raportu deklarują, że nie oceniali samego pomysłu stworzenia państwowej spółki, której wyznaczono zadanie zaprojektowania i uruchomienia produkcji auta elektrycznego, bo to nie mieści się w zakresie kompetencji NIK. Między wierszami dają do zrozumienia, że to zadanie tyleż ambitne, co mało realne. Jednak głównym celem kontroli była analiza tego, jak wydatkowane były na Izerę pieniądze z publicznej kasy. W szczególności 250 mln zł pochodzące z Funduszu Reprywatyzacji, który teoretycznie ma służyć do wypłacania odszkodowań lub zadośćuczynień ofiarom bezprawnych peerelowskich wywłaszczeń, a nie produkcji samochodów.
Czytaj także: Wyrąbywanie Izery. Wraz z lex TVN PiS przemycił kolejny fatalny projekt
ElectroMobility Poland nierzetelnie nadzorowana
NIK zawraca uwagę, że wydawanie takich pieniędzy na wątpliwe ekonomicznie przedsięwzięcie, którego realizacja wciąż jest na etapie przygotowawczym (choć już dawno miała być ukończona), „było działaniem nierzetelnym i niosącym za sobą ryzyka co do gospodarności wydatkowania środków publicznych”. Odpowiedzialność spada tu bezpośrednio na premiera Morawieckiego i jego kancelarię, bowiem to on nadzoruje spółkę ElectroMobility Poland (EMP). A właściwie nie nadzoruje, bo kontrolerzy zwracają uwagę, że nadzór KPRM sprawowany był w sposób nierzetelny. Oczywiście 250 mln zł, które EMP dostała na dobry początek, to kropla w morzu potrzeb.
Za te pieniądze jest za to w stanie nieźle żyć ekipa EMP. NIK nie może ujawniać tajemnicy spółki (co jest ulubioną metodą EMP unikania ciekawości mediów), ale daje do zrozumienia, że kadra kierownicza zarabia tam ponad 60 tys. zł miesięcznie. Ale na budowę fabryki potrzebne będą miliardy, których z Funduszu Reprywatyzacji się nie wyciśnie.
Czytaj także: Serial „Budujemy narodowe auto elektryczne Izera” zaczyna nowy sezon. Który to już z kolei?
„Szansa rynkowa ulegnie dezaktualizacji”
„Przedłużający się proces realizacji projektu budowy samochodu elektrycznego Izera, w tym w istocie niewyjście Projektu do dnia zakończenia kontroli poza fazę przygotowawczą, stwarza ryzyka dla jego realizacji. W ocenie NIK w sposób szczególny zważyć należy, że rynek motoryzacyjny, w tym zwłaszcza dynamicznie rozwijający się segment samochodów elektrycznych, cechuje się bardzo wysoką dynamiką rozwojową i silną konkurencją rynkową. Przedłużający się proces realizacji Projektu może spowodować, że potencjalna upatrywana szansa rynkowa ulegnie dezaktualizacji, a produkt nie znajdzie oczekiwanego przez Spółkę w planach popytu rynkowego” – alarmują autorzy raportu NIK. Chińczycy z firmy Gelly już podsunęli EMP pomysł: po co macie produkować Izerę, produkujcie nasze auta. Umowa w tej sprawie została podpisana, choć jako się rzekło, wszystko to są na razie gruszki na wierzbie. Gdyby jednak fabryka Izery powstała, to może się okazać, że za publiczne pieniądze wybudujemy Chińczykom fabrykę ich aut.