Telus zbierze, co zasiał Kowalczyk. PiS sypnie gotówką, rolnicy zacisną zęby. A co... ze zbożem?
Prawo i Sprawiedliwość zyskało trochę czasu, ale po świętach problem nadmiaru zboża nie zniknie. Wściekli rolnicy, którzy nie mają komu sprzedać swoich zbiorów, zapowiadają, że wznowią protesty. Ukraińskie zboże nadal przywożone jest do Polski bez żadnych ograniczeń, a Komisja Europejska zamierza przedłużyć ten okres o kolejny rok, czyli do 5 czerwca 2024 r. O zamknięciu Polski, czyli rynku całej UE, przed ziarnem z Ukrainy, czego domagają się protestujący rolnicy, nie ma więc raczej mowy.
Czytaj także: Zboże z Ukrainy? Spalić i po problemie
Powody do niezadowolenia nie znikną
Obawy polskich rolników, że magazyny w naszym kraju nie zostaną opróżnione przed następnymi żniwami, są jak najbardziej uzasadnione. Znów nie będą mogli sprzedać swojego ziarna i z powodu jego nadmiaru ceny polecą w dół. Wina Kowalczyka nie polega zaś tylko na tym, że w czasie ubiegłorocznych żniw, gdy ceny zboża były wysokie, namawiał rolników, by go jeszcze nie sprzedawali, bo będą jeszcze wyższe. Za to akurat przeprosił, mówiąc, że został źle zrozumiany, bo on nie namawiał do niesprzedawania zboża, ale do niesprzedawania panicznego .Tymczasem zboże na giełdach światowych zaczęło szybko tanieć. Jego nadmiar w Polsce powoduje, że nawet po niskich cenach pszenica czy kukurydza i rzepak często w ogóle nie mogą znaleźć nabywcy.
Henryk Kowalczyk, który przestał być ministrem, ale może pozostać wicepremierem, powinien się bić w piersi nie tylko z powodu namawiania rolników, by wstrzymali się ze sprzedażą ziarna. Jeszcze większą jego winą jest to, że od prawie roku nie robił nic, aby zboże ukraińskie mogło przez nasz kraj przejechać tylko tranzytem, choć publicznie wielokrotnie zapewniał, że „damy radę”.