Weekend ma 50 lat
Weekend ma 50 lat! Pół wieku temu wprowadzono wolną sobotę. Czas na wolne piątki?
Czy załogi, pracując tylko pięć dni w tygodniu za te same pieniądze, aby na pewno zwiększą wydajność i plan pięcioletni zostanie wykonany? – powątpiewali ówcześni ekonomiści. Tym bardziej że rąk do pracy brakowało tak samo jak obecnie. Zwłaszcza dużym zakładom pracy, a to od nich zależało wykonanie planu, bo „prywaciarze” stanowili nieistotny fragment gospodarki. Wrzód na ciele socjalizmu. Silny był pogląd, że na krótszy tydzień pracy czas przyjdzie wtedy, gdy wydajność wyraźnie pójdzie w górę, ale jakoś nie szła. Nawet w Związku Radzieckim rekompensowanie dodatkowego wolnego dnia od pracy udało się nie do końca. Z powodu wolnej soboty zatrudnienie trzeba było zwiększyć o 3 proc., brak ludzi odczuwały też Czechosłowacja, NRD i Węgry, które także zdecydowały się skracać tydzień pracy, ale powoli, nie o wszystkie soboty naraz.
Były też poglądy odmienne. Helena Strzemińska z ówczesnego Ministerstwa Pracy, Płac i Spraw Socjalnych przekonywała, że kolejność powinna być odwrotna – najpierw czas pracy należy skrócić, bo to zachęci ludzi do lepszej organizacji, racjonalizacji, a także – co słyszymy obecnie jako zachętę do wprowadzania czterodniowego tygodnia pracy – uruchomi naszą kreatywność.
Nowe kierownictwo partii, z Edwardem Gierkiem na czele, obudziło nadzieje społeczeństwa na poprawę warunków życia. Postulat wolnych sobót padł na VI Zjeździe PZPR, który odbywał się pod hasłem „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Polacy wiedzieli, że we Francji czy Anglii, podobnie jak w innych krajach Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, pięciodniowy tydzień pracy obowiązuje już od dawna. W piątek ludzie pracy udają się na weekend, które to określenie u nas ze zrozumiałych względów używane jeszcze nie było.