10,1 proc. – to najnowszy wskaźnik rocznej inflacji według GUS. Tempo wzrostu cen słabnie (miesiąc temu było 10,8 proc.), ale z psychologicznego punktu widzenia wynik jest rozczarowujący, bo wciąż dwucyfrowy. O ile w sierpniu nieco staniała żywność, o tyle podrożały paliwa. W efekcie średnie ceny w porównaniu z lipcem się nie zmieniły.
Na ten odczyt czekaliśmy z ogromnym napięciem, bo już 6 września Rada Polityki Pieniężnej zakończy swoje pierwsze powakacyjne posiedzenie. Gdyby inflacja spadła poniżej 10 proc., raczej nie byłoby wątpliwości. Prezes NBP Adam Glapiński jasno zapowiadał, że to warunek rozpoczęcia cyklu obniżek stóp procentowych. Jednak inflacja wciąż jest dwucyfrowa.
Wiadomo, że trójka nominatów opozycji luzowania polityki pieniężnej na tym etapie nie chce. Ale to nie oni rozdają karty.
Czytaj też: Czy obniżone stopy dojdą na wybory?
PiS liczy na prezent
W tym momencie do gry wkracza wielka polityka, czyli kampania wyborcza. Rząd oczekuje od sympatyzujących z PiS członków RPP (a to zdecydowana większość) prezentu w postaci obniżki stóp. Miałaby ona przekonywać wyborców, że walka z inflacją jest udana, a drożyzna w zasadzie już się kończy. Być może zatem Rada już za kilka dni obniży stopę referencyjną z poziomu 6,75 do 6,5 proc., a potem podobnego cięcia dokona w październiku, tuż przed wyborami. Drugi scenariusz to pozostawienie jeszcze stóp na niezmienionym poziomie i obniżka na kolejnym posiedzeniu, bo za miesiąc inflacja będzie jednocyfrowa.