Rynek

Autobus dowiezie do urny nawet za darmo. A potem powrót do starej biedy

W dniu wyborów, 15 października, praktycznie wszyscy mieszkańcy Polski będą mogli skorzystać z lokalnych autobusów. Także ci, do których takie nie docierają na co dzień. W dniu wyborów, 15 października, praktycznie wszyscy mieszkańcy Polski będą mogli skorzystać z lokalnych autobusów. Także ci, do których takie nie docierają na co dzień. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl
W dniu wyborów czeka nas komunikacyjna promocja – autobusy dotrą do najdalszych wsi i przysiółków, a w wielu miastach pojedziemy bez biletów. Szkoda, że już w poniedziałek wielu Polaków czeka przykry powrót do rzeczywistości. Także tej transportowej.

To będzie niezwykła niedziela w całej Polsce – nie tylko z powodu wyborów. W zasadzie można by ją nazwać świętem transportu zbiorowego, prawdziwym Dniem bez Samochodu – w przeciwieństwie do tego z 22 września, który pozostaje głównie pustym hasłem. Praktycznie wszyscy mieszkańcy Polski będą mogli 15 października skorzystać z lokalnych autobusów. Także ci, do których takie nie docierają na co dzień. Ten jednodniowy komunikacyjny cud to efekt znowelizowanego kodeksu wyborczego. Zgodnie z artykułem 37f każdy wójt gminy wiejskiej oraz miejsko-wiejskiej musi zapewnić swoim mieszkańcom bezpłatny dojazd autobusem do lokalu wyborczego. Jeśli w niedziele nie kursuje lokalna komunikacja albo od najbliższego przystanku do obwodowej komisji wyborczej jest ponad półtora kilometra, trzeba zorganizować linie specjalne.

Czytaj także: Najpierw bilet czy autobus? Czy partie mają pomysł na naprawę transportu zbiorowego?

Transport nawet dla pięciu osób

Kodeks wyborczy każe zaoferować mieszkańcom przynajmniej dwa kursy dziennie do i z lokalu wyborczego. Najczęściej pierwsze odjazdy odbędą się rano, a drugie po południu. Co ważne, autobusy bądź busy mają dotrzeć do wszystkich miast, osiedli, wsi, osad, kolonii i przysiółków, jeśli tylko mieszka w nich przynajmniej pięć osób ujętych w spisie wyborców. Rozkłady jazdy tych nadzwyczajnych kursów można znaleźć na stronach urzędów gmin w całej Polsce. Lokalni politycy najczęściej ograniczają się do ustawowego minimum, czyli do dwóch par kursów dziennie. Jednak sam fakt, że muszą je organizować, pokazuje skalę wykluczenia komunikacyjnego w Polsce poza większymi miastami. Niewiele zmienił nawet Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych. Na ironię zakrawa fakt, że mimo jego istnienia partia, która go przecież wprowadziła, postanowiła zlecić organizację specjalnych linii wyborczych. Bo te zwykłe, nawet dofinansowywane z Funduszu, najczęściej w ogóle nie kursują w niedziele. Kto dostaje rządową dotację, nie musi ani uruchamiać określonej, minimalnej liczby kursów, ani nawet zobowiązać się do oferowania przewozów we wszystkie dni tygodnia.

Czytaj także: Zjazd do zajezdni. Komunikacja miejska zwija się w całym kraju

Na wybory bez biletu

Większe miasta nie muszą organizować specjalnych linii, ale niektóre z nich próbują wyróżnić się w inny sposób. Część z nich postanowiła wprowadzić bezpłatne przejazdy transportem zbiorowym przez całą niedzielę dla wszystkich pasażerów. Jako pierwszy zrobił tak Szczecin, jego śladem podążyli inni – np. Białystok, Rzeszów, Trójmiasto i cała Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia. W Toruniu radni zdecydowali, że komunikacja miejska będzie bezpłatna we wszystkie niedziele wyborcze. Także prezydent stolicy Rafał Trzaskowski postanowił, że 15 października w warszawskich tramwajach, autobusach, pociągach SKM i metrze nie trzeba będzie kasować biletów. Szkoda, że zabrakło koordynacji w ramach Unii Metropolii Polskich czy Związku Miast Polskich. Bezpłatna komunikacja miejska na pewno w istotny sposób nie zwiększy frekwencji, ale warto byłoby wprowadzić ją na jednolitych zasadach w dniu wyborów w całej Polsce. Tym bardziej że wiele osób po przeprowadzce nie przemeldowuje się, a jednocześnie zapomina o tym, żeby zmienić miejsce głosowania. W efekcie musi jechać do innej dzielnicy, jeśli chce skorzystać ze swojego demokratycznego prawa. Póki wciąż je ma.

Cezary Kowanda: Jak się staliśmy wykluczeni komunikacyjnie

Komunikacyjna proteza na jeden dzień. A co po wyborach?

Bez względu na to, w jakiej Polsce obudzimy się 16 października, wróci znów podział na tych mających dostęp do transportu zbiorowego i kilkanaście milionów wykluczonych komunikacyjnie, czyli skazanych na samochód. Przez lata tłumaczono nam, że stworzenie spójnego systemu transportu zbiorowego przekracza możliwości naszego państwa. Teraz w dość kuriozalny sposób powstaje komunikacyjna proteza na jeden jedyny dzień. Oczywiście z powodów politycznych, bo partia wciąż jeszcze rządząca uznała, że pomoże jej to zwiększyć frekwencję na terenach wiejskich. Czyli tam, gdzie liczy na wysokie poparcie. O tym, że los pasażerów już od poniedziałku powyborczego jest jej raczej obojętny, świadczy fakt, że podobne przepisy o obowiązku tworzenia linii komunikacyjnych obejmujących wszystkie zakątki kraju nie zostały przeniesione do ustawy o publicznym transporcie zbiorowym. Ona od wielu lat tkwi zakorkowana w sejmowych komisjach. Autobus musi dowieźć do urny – okazuje się, że to dla polityków ważniejszy cel niż lekarz, urząd, sklep czy zakład pracy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Sekrety i ludzie Nawrockiego. „Typ wodzireja. Jemu naprawdę bliżej jest do Konfy niż do PiS”

Kogo naprawdę wybrali Polacy na prezydenta i jakich ludzi wprowadzi on do Pałacu?

Anna Dąbrowska, Katarzyna Kaczorowska
03.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną