Najpierw bilet czy autobus? Czy partie mają pomysł na naprawę transportu zbiorowego?
22 września to tradycyjnie Dzień bez Samochodu. Niestety, nawet taka okazja nie jest wystarczająca, aby wprowadzić w całej Polsce jedną, spójną formę świętowania transportu zbiorowego. W niektórych miastach i regionach wszyscy mogą dzisiaj podróżować bez biletu (np. w Warszawie, Wrocławiu i Krakowie, a także w Kolejach Mazowieckich), w innych tylko ci wyposażeni w dowód rejestracyjny swojego pojazdu (w Łodzi, Rzeszowie, Poznaniu, Lublinie czy trójmiejskiej SKM), a w jeszcze innych szczęśliwi posiadacze lokalnej karty mieszkańca (Gdańsk). Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia i Koleje Śląskie z takiej promocji w tym roku zupełnie zrezygnowały, bo ich zdaniem nie ma ona żadnego sensu, a tylko krzywdzi pasażerów z biletami miesięcznymi, czyli najbardziej lojalnych klientów.
Jan Gehl: Za 20 lat nawet w Polsce samochody będą przeżytkiem
Wykluczenie komunikacyjne wjeżdża do kampanii
Tymczasem część polityków obiecuje rewolucyjne zmiany, które wymagałyby dużo większej współpracy samorządów. W kampanii wyborczej właściwie po raz pierwszy na większą skalę pojawił się problem wykluczenia komunikacyjnego, zbyt drogich biletów i taryfowego chaosu. Trzecia Droga obiecuje jeden bilet miesięczny za 150 zł ważny w całej Polsce. Nie wiadomo oczywiście, ile trzeba by do niego dołożyć z budżetu centralnego ani w jakich dokładnie środkach transportu miałby obowiązywać. Wiadomo za to, że miałby być mniej lub bardziej udaną kopią Deutschlandticket, czyli niemieckiej oferty, z której korzysta już ponad 10 mln naszych sąsiadów.