Hakerzy poczuli krew. Czym grozi wyciek danych z ALAB i kto jest za niego odpowiedzialny?
Na co narażone jest ponad 12 tys. osób, których dane wiszą w sieci? Na to, że ktoś może z nich skorzystać, np. biorąc w firmie pożyczkowej „chwilówkę”. Ma bowiem komplet potrzebnych do tego danych: imię, nazwisko, adres, a nawet numer pesel. Może się więc okazać, że – bez naszej wiedzy i winy – zadłużyliśmy się potężnie. Okradli nas z pieniędzy, których nie mamy, ale które będziemy musieli spłacić.
Internauci, na gorąco, doradzają, jak się przed tym ustrzec. Najlepiej zastrzec PESEL, wtedy złodziej nie dostanie kredytu. Osoba, której dane ujawniono i która zastrzegła swój pesel, też jednak pożyczki od ręki nie dostanie. Pewnie jednak lepsze to niż świadomość, że możemy zostać okradzeni, poczujemy się bezpieczniej. W banku słyszę, że z wyjęciem własnej gotówki z konta nie powinno być kłopotów. Na pewno?
Czytaj więcej: Dostęp do informacji o naszym zdrowiu jest szeroki, pozbawiony kontroli i ochrony
Jakie dane wyciekły z ALAB?
Wiadomość, ujawniona przez Zaufanatrzeciastrona.pl, zelektryzowała wiele osób. Na serwerach ALAB mogą być bowiem dane wrażliwe każdego z nas i nawet o tym nie wiemy. Do laboratoriów ALAB, jednej z największych firm diagnostycznych w kraju, trafiają bowiem próbki krwi, którą pacjenci oddali w setkach przychodni prywatnych. Nie interesujemy się, dokąd stamtąd trafiły do badania. Mamy zaufanie. Okazuje się, że niesłusznie. Niektórzy więc radzą sprawdzić na