Efekty niemorawieckie
Efekty niemorawieckie. Gospodarka po rządach PiS ma rozwiercone trzy filary
Wiadomo, że Mateusz Morawiecki ma dość swobodne podejście do mówienia prawdy. Potrafił po przejechaniu autostradą wysiąść z limuzyny i poinformować zwolenników, że tej autostrady nie ma, bo poprzednicy jej nie zbudowali. Potrafił twierdzić, że to on negocjował warunki wejścia Polski do Unii Europejskiej, choć nikt z ówczesnych negocjatorów nie przypomina sobie jego obecności. Potrafił zapewniać, że pandemii już nie ma, kiedy dziennie umierało na covid kilkaset osób.
Skoro w tylu sprawach były premier mijał się z prawdą, dlaczego mielibyśmy wierzyć wspaniałemu obrazowi gospodarki odmalowanemu w jego exposé? Mówił o gospodarce, która znakomicie się rozwija, finanse są w znakomitym stanie, dochody rosną, a dług publiczny spada.
Rzeczywistość wygląda inaczej. Od roku gospodarka tkwi między stagnacją a recesją. Inflacja w ostatnich miesiącach rzeczywiście przygasła, ale zawdzięczamy to efektom statystycznym i wytłumieniu światowego wzrostu cen surowców, a także (niemożliwym do utrzymania w nieskończoność) obniżkom podatku VAT, zamrożonym cenom energii i cudom na stacjach Orlenu. Natomiast w kwestii finansów publicznych mieliśmy do czynienia z ciekawym dwugłosem: przed samymi wyborami rząd chwalił się nadwyżką w budżecie, a jednocześnie wysyłał do Brukseli informację, że deficyt finansów państwa wyniesie w tym roku rekordowe 192 mld zł.
Trzy rozwiercone filary
Bardziej od bieżących problemów martwi coś innego. W ciągu minionych trzech dekad Polska odniosła niezwykły sukces gospodarczy: jeszcze nigdy w historii nie zbliżyliśmy się tak mocno pod względem poziomu rozwoju do naszych zachodnich sąsiadów i nigdy w historii zmniejszenie dystansu nie nastąpiło w tak krótkim czasie. Ostatnie 8 lat to w sumie kontynuacja tego sukcesu, choć rozpoczęta hasłem „Polski w ruinie” i obietnicami radykalnych zmian.