Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się dumie i chwale PiS w dziedzinie gospodarki morskiej, czyli przekopowi Mierzei Wiślanej. W efekcie do prokuratury trafiły dwa zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa i jedno zawiadomienie do rzecznika dyscypliny finansów publicznych w sprawie dokonywania wydatków ze środków publicznych bez upoważnienia. Na celowniku znaleźli się dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni i „minister właściwy do spraw gospodarki morskiej”. Czyli ogólnie rzecz biorąc, z płytkich wód Zalewu Wiślanego NIK wyłowił dwie płotki. O prawdziwym rekinie, czyli Jarosławie Kaczyńskim, rzeczywistym sprawcy całej tej bezsensownej i kosztownej inwestycji, nawet się nie zająknął. Cytując Ujejskiego, chciałoby się zawołać: „rękę karaj, nie ślepy miecz”.
Osobiste ambicje prezesa
„Minister właściwy do spraw gospodarki morskiej w projekcie uchwały w sprawie programu wieloletniego pn. „Budowa drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską nie określił w sposób realny niezbędnego zakresu rzeczowego i finansowego inwestycji. Ponadto, w trakcie prac prowadzonych w 2019 r. i 2020 r. nad nowelizacją uchwały RM z 2016 r. nie informował Rady Ministrów, że wartość inwestycji wzrośnie o ponad 100 proc. i tym samym straciła ona uzasadnienie ekonomiczne” – komentują dokonania ministra Marka Gróbarczyka inspektorzy NIK. Bardzo to głębokie, tyle że przekroczenie zaplanowanego budżetu budowy przekopu było jasne od samego początku, bo pierwotny miliard złotych był chyba wzięty z sufitu.