Rynek

Bój o PZU

Bój o PZU: kulisy wojny sprzed lat. „Panowie spotkali się w Bristolu, weszli różnymi drzwiami”

Andrzej Klesyk Andrzej Klesyk Leszek Zych / Polityka
Andrzej Klesyk, p.o. prezesa PZU SA, o tym, jak dyplomacja i kryzys finansowy uratowały narodowego ubezpieczyciela.
Debiut PZU na warszawskiej giełdzie, 12 maja 2010 r. Od lewej: prezes GPW Ludwik Sobolewski, prezes PZU Andrzej Klesyk, premier Donald Tusk, minister skarbu Aleksander GradPaweł Supernak/PAP Debiut PZU na warszawskiej giełdzie, 12 maja 2010 r. Od lewej: prezes GPW Ludwik Sobolewski, prezes PZU Andrzej Klesyk, premier Donald Tusk, minister skarbu Aleksander Grad

JOANNA SOLSKA: – PZU właśnie obchodzi 15-lecie obecności na giełdzie, ale droga na parkiet była wyjątkowo kręta.
ANDRZEJ KLESYK: – Debiut PZU na GPW miał nastąpić na samym początku XXI w., wkrótce po sprzedaży 20 proc. akcji firmy holenderskiemu Eureko i 10 proc. akcji BIG Bankowi Gdańskiemu. W umowie z listopada 1999 r. Eureko uzyskało od państwa gwarancję zakupu kolejnych 21 proc. udziałów po ustalonej z góry cenie. Ich nabycie dawałoby inwestorowi faktyczną kontrolę nad PZU. Ale akcjonariusze, czyli Skarb Państwa i Eureko, szybko się ze sobą pokłócili.

Wcześniej pokłócili się ze sobą politycy Akcji Wyborczej Solidarność, którzy byli wtedy u władzy, razem z Unią Wolności. Zarzuty padały pod adresem zarówno Mariana Krzaklewskiego, że „ugadał się” w Portugalii z szefem Eureko, jak i Emila Wąsacza, wtedy ministra skarbu, o niedostateczną dbałość o interes państwa. Politycy, przeciwni prywatyzacji, uznawali oddanie kontroli nad PZU w obce ręce za skandal i postanowili do realizacji umowy z Holendrami nie dopuścić. Patrząc z perspektywy czasu, to rzeczywiście nie była dobra umowa. Zarzut, że nieduża firma holenderska chce kupić PZU za jego pieniądze, wydawał się zasadny. Oddawaliśmy kontrolę nad wtedy jeszcze monopolistą za marne grosze. Za kupiony już pakiet zapłacili 3 mld zł.
Nie było mnie wtedy ani w PZU, ani w kraju, ale wiem, że sprawa była bardziej skomplikowana. PZU miał ponad 60 proc. udziałów w rynku, ale praktycznie był bankrutem, groził mu zarząd komisaryczny. Eureko zaś wydawało się dobrym partnerem. Jako konglomerat niewielkich firm spółdzielczych dawało gwarancję pozostawienia logo PZU, które znał każdy Polak, i wsparcia rozwoju naszej firmy, która bardzo potrzebowała wówczas zastrzyku kapitału i wprowadzenia nowoczesnych metod zarządzania.

Polityka 20.2025 (3514) z dnia 13.05.2025; Rynek; s. 51
Oryginalny tytuł tekstu: "Bój o PZU"
Reklama