Tanie linie, drogi bagaż
Płacisz albo nie lecisz. Tanie linie, drogi bagaż i kłótnie przy boardingu. UE się nie spisała
Od wiosny podróż liniami Ryanair wielu pasażerom podnosi ciśnienie – zwłaszcza w momencie boardingu, czyli skanowania kart pokładowych tuż przed wejściem na pokład. Pracownicy irlandzkiej linii zaczęli bagażową ofensywę, której przewoźnik nawet nie ukrywa. Skrupulatnie sprawdzają, czy podręczny bagaż podróżnych nie jest przypadkiem za duży. Mierzone są zarówno plecaki, jak i pokładowe walizki. Wystarczy niewielkie przekroczenie dopuszczalnych wymiarów, aby pasażer stanął przed alternatywą: płaci karę (niemal 300 zł) albo po prostu nie leci. Reakcje podróżnych są różne – jedni bez słowa akceptują sankcje, inni próbują prosić o litość, a niektórzy po prostu kłócą się z pracownikami. Sam Ryanair twierdzi, że nie zmienił wcale dopuszczalnych wymiarów, tylko zaczął wreszcie egzekwować własne reguły. Przez lata bowiem przymykał oko na pasażerów, którzy brali nieco za duże plecaki czy walizki.
Spory przy bramkach dotyczą zarówno małego, jak i dużego bagażu podręcznego. Samo to, że istnieje takie rozróżnienie, pokazuje niebywałą pomysłowość linii lotniczych popularnie, chociaż nie zawsze poprawnie, zwanych tanimi. Ryanair i Wizz Air, dwaj liderzy na większości polskich lotnisk, już w 2018 r. znaleźli sposób na dodatkowy zarobek. Wymyślili, że niewielka walizka kabinowa, zabierana dotąd na pokład bez żadnych dopłat, stanie się dużym bagażem podręcznym. Żeby mieć ją ze sobą, trzeba będzie dodatkowo zapłacić. Można oczywiście nadać ją w punkcie odpraw, ale wtedy jej przewóz będzie… jeszcze droższy. Wymiary takiej walizki lub torby nie mogą przekroczyć 55 × 40 × 20 cm (w liniach Wizz Air 23 cm). W cenie biletu pozostanie natomiast tylko mały bagaż podręczny, w praktyce niewielki plecak czy torba. Ryanair ustalił wymiary takiego przedmiotu na maksymalnie 40 × 20 × 25 cm.