Na coraz dłuższej prezydenckiej liście zawetowanych ustaw pojawiła się kolejna: o rynku kryptoaktywów. Karol Nawrocki wzorem Donalda Trumpa postanowił zostać opiekunem branży kryptowalutowej. Dlatego już w kampanii wyborczej obiecał, że nie dopuści do tego, by rząd spętał polską branżę krypto. Na razie nic nie wiemy o tym, czy sam jest inwestorem, czy też posiadaczem kryptowalut – tak jak Trump – ale może dowiemy się i tego.
Rynek kryptowalut podzielony
O prezydenckie weto apelowała branża krypto, gdy tylko Sejm przyjął ustawę o rynku kryptoaktywów. Okrzyknięto ją kagańcową, a lista zarzutów jest długa i dotyczy uciążliwych wymogów formalnych, wysokich opłat, uznaniowości pozostającej w rękach urzędników, a także wysokich kosztów nadzoru sprawowanego przez Komisję Nadzoru Finansowego, która od dawna nie kryje niechęci do kryptowalut i przed nimi ostrzega.
Za wszelkie uchybienia przewidziano drakońskie sankcje włącznie z zamykaniem stron internetowych, blokowaniem rachunków, karami finansowymi do 5 mln zł, a nawet więzieniem. Wszystko to sprawia, że polskie firmy sektora finansowo-technologicznego, tzw. fintechy, będą wypychane za granicę, gdzie panuje większe zrozumienie świata krypto i są łagodniejsze reżimy regulacyjne – twierdzi większość przedsiębiorców kryptowalutowych.
Ale nie wszystkie. XTB, jedna z większych firm z obszaru finansów cyfrowych, zwróciła się do prezydenta: „Branża inwestycyjna potrzebuje jasnych zasad dla rynku kryptoaktywów. Brak wdrożenia MiCA w Polsce oznacza niepewność i hamuje ochronę inwestorów oraz rozwój sektora.