Piotra Gliniaka, dyrektora departamentu poszukiwania i eksploatacji złóż w Polskim Górnictwie Naftowym i Gazownictwie (PGNiG), trudno ostatnio zastać w kraju. Ciągle w podróży. Firma działa dziś na kilku kontynentach, trzeba doglądać interesów w różnych miejscach świata. Trwają właśnie przygotowania do rozpoczęcia prac w Libii, gdzie polska spółka wygrała niedawno przetarg zdobywając koncesję na poszukiwanie i wydobycie gazu i ropy w rejonie Murzuq. W Egipcie będzie placówka PGNiG, która zajmie się poszukiwaniem złóż w rejonie Bahariya, na Pustyni Zachodniej. Na instrukcje dyrektora czekają tymczasem w kraju współpracownicy szykujący sprzęt do prac poszukiwawczych w Pakistanie. Tam też już dotarło PGNiG. Rejon jest obiecujący – prace zaczną się pod koniec roku. A to przecież nie koniec zagranicznych projektów, w które ostatnio zaangażował się polski koncern gazowy.
Najważniejszy kryje się kilkaset metrów pod wodą na Morzu Norweskim. Rok temu PGNiG za 1,8 mld zł kupiło 15 proc. udziałów w spółce mającej prawa do podmorskich złóż Skarv, Snadd oraz Idun. Rozpoznane zasoby to 35,8 mld m sześc. gazu ziemnego oraz 15 mln ton ropy naftowej. Są jednak nadzieje na dalsze odkrycia. PGNiG na szelfie norweskim jest inwestorem finansowym. Głównym udziałowcem i operatorem pozostaje koncern BP. To cenny wspólnik, bo prestiżowy, a na dodatek z dużym doświadczeniem, niezbędnym w trudnych morskich warunkach. Można się przy nim wiele nauczyć.
PGNiG ma spore doświadczenie w poszukiwaniu i wydobyciu gazu, ale na lądzie.