Po latach dyskusji i sporów rząd podjął decyzję – w Polsce mają być nie tylko autostrady, ale także nowoczesne, szybkie koleje. Jednak politycy, nauczeni traumatycznymi doświadczeniami przy rozbudowie sieci drogowej, nie pozostawiają złudzeń – na pociągi o standardzie i prędkości porównywalnej z francuskimi TGV poczekamy co najmniej 12 lat. Tyle potrwa przygotowanie, a potem realizacja inwestycji noszącej dumną nazwę Kolei Dużych Prędkości (KDP).
Wyzwanie jest olbrzymie nie tylko z powodu ogromnych kosztów, ale także fatalnego stanu polskich kolei pod względem organizacji, komfortu i prędkości podróżowania. Ostatnia wielka inwestycja kolejowa została rozpoczęta za czasów Edwarda Gierka. W ciągu minionych kilkunastu lat zamiast rozwoju mamy degradację – zlikwidowano przewozy na trasach długości kilku tysięcy kilometrów, część nieużywanych linii została rozkradziona, setki zabytkowych budynków dworcowych popadło w ruinę. Tym trudniej uwierzyć politykom, że polska kolej ma szansę się odrodzić.
Rządowy plan zakłada budowę zupełnie nowej linii, nazywanej potocznie Ygrekiem (jej kształt będzie przypominał właśnie tę literę). Trasa zacznie się w Warszawie. Pociągi odjeżdżać będą z nowego Dworca Centralnego, który nawet nie został zaprojektowany. Z Warszawy szybka kolej ma jeździć do Łodzi. To miasto czeka największa inwestycja od wielu lat – podziemny tunel, który połączy dwa główne dworce – Łódź Fabryczną i Kaliską. Następnie z Łodzi trasa poprowadzi do Kalisza, który stanie się ważnym węzłem. Za Kaliszem nastąpi rozwidlenie Ygreka – jedna odnoga poprowadzi do Poznania, a druga do Wrocławia.