Dla 85,7 proc. ankietowanych przez ARC Rynek i Opinia największym symbolem luksusu jest samochód osobowy wartości powyżej 80 tys. zł. Za nim sytuuje się auto terenowe (70,1 proc.), markowa biżuteria (69,4 proc.) i dom letniskowy (68,5 proc.). Dla 62 proc. przejawem luksusu jest nawet korzystanie z usług pomocy domowej, dla 54 proc. – zakup markowej odzieży. Im więcej w portfelu, tym bardziej wyobrażenie luksusu staje się odległe od przeciętnego. Bo na przykład „w rodzinie Mercedesa”, czyli wśród aut tej marki, model z ceną poniżej 200 tys. zł nie jest traktowany jako luksusowy – wyjaśnia Ewa Łabno-Falęcka z Mercedes-Benz Polska.
Biznesmeni z łóżek
W PRL do dóbr luksusowych zaliczał się nawet papier toaletowy. W III RP nasze wyobrażenia i pragnienia zaczęły się zbliżać do zachodnich, a zapotrzebowanie na dobra luksusowe pojawiło się z pierwszą giełdową hossą. Lub z pierwszym milionem, często zarobionym w nader niejasnych okolicznościach. Jako jedyny wyczuł je wtedy krakowski przedsiębiorca Jerzy Mazgaj, absolwent germanistyki, który po narodzinach córki gwałtownie potrzebował pieniędzy na wózek, więc zaczął hurtowo sprowadzać ciuchy z Turcji i Tajlandii. W połowie lat 90. niemiecka firma Boss, uważnie obserwująca zmiany w Polsce, uznała, że pora otworzyć tu pierwszy sklep firmowy. Ale ówcześni nasi biznesmeni, wyrośli na handlu ze składanych łóżek polowych, nie rwali się do współpracy z Bossem. Niektórych odstraszał fakt, że Niemcy żądali, by butik był urządzony według ich konceptu i ich sprzętem, za co słono kazali sobie płacić. Dziś to standard, ale wtedy ludzie rozumowali tak: po co płacić fortunę za plastikowe logo i niemieckie manekiny, jeśli nasze krajowe niedużo gorsze?