Ludzie przeżywają kryzys i od razu myślą, że to koniec małżeństwa. Można powiedzieć: rozwodzą się nie z powodu dżumy, tylko kataru. Są oczywiście granice, których nie wolno nikomu przekraczać, bo poza nimi człowiek jest w związku niszczony. To jest przemoc, alkoholizm, którego partner nie chce leczyć.
To są te szczególne przypadki, w których lepiej odejść, niż zostać i walczyć z wiatrakami.
Ale bardzo często kandydatami na rozwodników są również osoby, które mogą coś zrobić w swoim związku, a z różnych powodów godzą się na bylejakość i trwają w małżeństwach, w których się duszą. To ludzie dojrzali z dużym rodzinnym stażem, ale też bardzo młodzi małżonkowie, którzy biorą ślub i dalej są bardzo skupieni jedynie na sobie, na swojej karierze. Żyją w permanentnym stresie i oczekują, że związek z partnerem sam się poukłada. Niestety – sam się nie poukłada. Co więc zrobić, żeby ten kryzysowy katar wyleczyć?
1
On nigdy nie był idealny. I nie będzie.
Oto młode małżeństwo. Awanturowali się, byli gotowi do rozstania. Obwiniali się wzajemnie o niezrozumienie swoich potrzeb, o egoizm. Wyglądało na to, że niewiele wiedzą o swoich potrzebach. Zapytałam więc, czy ze sobą rozmawiają. Oni, że oczywiście. Rano przy śniadaniu pytają nawzajem, co będą robić w pracy, potem dzwonią do siebie do biura, a wieczorem otwierają wino. W trakcie spotkań odkryli, że rozmawiają ze sobą bardzo powierzchownie. Zero rozmów o potrzebach emocjonalnych, o intymności, o lękach.
Można tak żyć do czasu, ale wcześniej czy później w życiu zdarza się coś, co katalizuje kryzys.