Suczce siberian husky młodzi zwyrodnialcy dla zabawy urwali głowę. Najpierw wypili flaszkę i po trzy piwa, potem zrobiło się nudno. Pili u Wojtka, w Lipnicy Małej, gdzie obejścia pilnował przyjacielski husky, wzięty ze schroniska w Nowym Targu. Nie wiadomo, który z mężczyzn wpadł na pomysł, by zabrać psa na przejażdżkę. Za kierownicą auta siedział Wojtek, 23 lata. Koledzy byli młodsi, 19-letni Piotr i 18-letni Krzysiek, ten który przytroczył ufną suczkę linką do zderzaka. Potem mówił, że tak ją zapiął, że musiała się udusić od razu, jak tylko wyjechali z podwórka. Tak lepiej przedstawić sprawę, zwłaszcza w sądzie, niż przyznać, że siedzieli w aucie, obserwując, jak pies próbuje wygrać wyścig o życie, a potem kona w męczarniach.
Zatrzymali się dopiero, gdy zorientowali się, że ciągną samą głowę. Wtedy Wojtek schował ociekający krwią psi łeb do bagażnika. Pojechali szukać reszty. Nie znaleźli. W śledztwie nie byli w stanie podać żadnego motywu, dla którego w tak okrutny sposób pozbawili życia zwierzę. Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu postawiła trzem mężczyznom zarzut z art. 35 ustawy o ochronie praw zwierząt, dotyczący znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Polskie prawo przewiduje za to do dwóch lat więzienia.
– Jeżeli za tak okrutny czyn nie należy się najwyższy wymiar kary, to za jaki? – pyta prokurator Michał Gabriel-Węglowski, który dziś zajmuje się przestępczością zorganizowaną, ale pracę doktorską pisał o przestępstwach przeciwko humanitarnej ochronie zwierząt. – Skoro ustawodawca przewidział widełki kary, to po to, żeby czasami orzekać także ten najwyższy wymiar, oczywiście jeśli nie ma żadnych okoliczności łagodzących.