Bartosz Dziadek planuje swoje podróże z niemiecką precyzją, czyli taką, która uwzględnia również stan polskich dróg. Na piątek 6 maja zaplanował, że o 10.50 wsiądzie na pokład samolotu we Frankfurcie. We Wrocławiu wyląduje o 12.40. Później szybko wynajmie samochód, żeby na 14.00 dojechać do Jeleniej Góry. Przyjął, że przejechanie 112 km pomiędzy tymi miastami zajmie mu dokładnie tyle samo czasu co lot Frankfurt–Wrocław. I jeśli wszystko pójdzie dobrze, to zdąży na sam początek ceremonii rozdania świadectw studiów pomostowych na kierunku pielęgniarstwo. Po rozdaniu świadectw przyszłe pielęgniarki zaplanowały drugą uroczystość. Będzie to spotkanie z Bartoszem Dziadkiem, który niczym wróżka przepowie im przyszłość, jeśli skorzystają z pośrednictwa reprezentowanej przez niego agencji pracy. A przyszłość ta jawić się może bajkowo. Zarabiać będą minimum 1,9 tys. euro, a pracować jedynie 8 godzin dziennie. Zamieszkają w dwuosobowych schludnych pokojach, w specjalnie dla nich wynajętych willach. A swoich polskich bliskich odwiedzać będą raz na miesiąc. I to za darmo.
Na koniec spotkania każdej z 25 umówionych pań wręczy zaproszenie na bezpłatny kurs języka niemieckiego. Firma, którą reprezentuje Bartosz Dziadek, wyznaje filozofię, że człowieka nie można do niczego zmuszać. Najlepiej znaleźć takie osoby, które zmusi życie. Dlatego Bartosz Dziadek, rekrutując polskie pielęgniarki do Niemiec, jeszcze nigdy nie szukał ich w Warszawie (bo tam za dużo zarabiają). Również z powodu silnej motywacji osobistej stawia na młode dziewczyny bez rodzin; one wierzą, że same mogą wyrwać się z małych miasteczek.