Dom Pomocy Społecznej przy ul. Łanowej w Krakowie – ostatni dożywotni adres dla 150 osób. W DPS pensjonariuszom kończącym 100 lat urządza się w świetlicy okolicznościowe dmuchanie tortu w obecności delegatów z urzędu miasta. A dziennikarze fotografujący jubilatów dla lokalnych mediów wyciągają notesiki, żeby zapisać, co dyrektorka Krystyna Doskocz ma do powiedzenia o pensjonariuszach.
Zwykle wie tyle, że wrócili do dziecięctwa, że są troskliwie pielęgnowani przez oddany personel, sadzani do stołów podczas posiłków itp. Kiedy zbliżały się setne urodziny Janiny Adamczyk, dyrektorka, żeby powiedzieć coś więcej, poprosiła Jerzego Adamczyka o przygotowanie krótkiego CV matki. To – w skali tutejszych relacji – nad wyraz troskliwy syn. Regularnie przyjeżdża z bananami: – Co tam, mamuśku? – gładzi jej włosy.
Personel, czytając życiorys, nie dawał wiary. Okazało się, że od 10 lat w pokoiku nr 108 mieszka powojenna Maria Skłodowska, wynalazczyni „tego” Ludwika.
Zorganizowano oprawę bardziej uroczystą niż zazwyczaj. Przybyła wiceprezydent Krakowa i współwięźniarki z Ravensbrück. Gdy dyrektor chciała symboliczne życie Janiny nagłośnić ogólnopolsko, syn wahał się: a kogo ono dziś obchodzi? Dyrektor: Niech ludzie wspomną, choć podczas zwilżania gąbki Ludwikiem.
Wspomnienie: Lata 20., lata 30.
W 1911 r., gdy podłogi szorowano jeszcze gęstym woskiem w metalowych pudełeczkach (wkładanych do ciepłej wody dla zmiękczenia), rodzi się Janina. Jej matka umiera w połogu. Kiedy Jasia ma 5 lat i w krakowskiej kamienicy biega po wypastowanym parkiecie w papuciach z fizeliny, na pierwszej wojnie ginie ojciec. Janinę przygarniają kuzyni. Można przypuszczać, że w 1939 r. była jedną z niewielu dziewczyn odbierających magisterski dyplom na Wydziale Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego.