Prymas Polski arcybiskup Józef Kowalczyk nawet okiem nie mrugnął, gdy myśliwi złożyli przed ołtarzem olbrzymiego upolowanego dzika. W ostatnią niedzielę października w Ujściu (Wielkopolska) prymas odprawiał mszę hubertowską (3 listopada, w św. Huberta, rozpoczyna się oficjalny jesienno-zimowy sezon łowiecki) z okazji 600-lecia nadania praw miejskich miastu, 90-lecia Polskiego Związku Łowieckiego i 89-lecia powstania Lasów Państwowych. Dzik był zatem – w odczuciu myśliwych – na swoim miejscu. I tylko na portalach społecznościowych zawrzało.
Zanim dzik trafił do świątyni, był własnością Skarbu Państwa. Jak inne wolno żyjące zwierzęta łowne. Pieczę nad tym dobrem sprawują myśliwi. Państwo zezwala im na regulację pogłowia i selekcję (zabijanie). Co upolują, należy do nich. W zamian łowczy mają obowiązek monitorowania pogłowia zwierzyny, dokarmiania w zimie, walki z kłusownictwem i wścieklizną. Obowiązująca ustawa Prawo łowieckie już w pierwszym punkcie precyzuje osobliwą myśliwską logikę: łowiectwo to ochrona zwierzyny. I deleguje do tego zadania Polski Związek Łowiecki. Organizacja ta – dysponując państwowym majątkiem – jest poza wszelką kontrolą. Czy szykowana przez parlament nowelizacja prawa łowieckiego może to zmienić?
Myśliwych niepodległość
PZŁ to stowarzyszenie szczególne. Liczy 114 tys. myśliwych zrzeszonych w 2536 kołach łowieckich. Koła dzierżawią prawie 5 tys. leśnych i polnych obwodów łowieckich, zajmujących ponad 25 mln ha (dane według GUS). Do tego dochodzą Ośrodki Hodowli Zwierzyny (OHZ) i 257 obwodów w Lasach Państwowych, prawie 2 mln ha, gdzie polują leśnicy (ok. 80 proc. leśników to łowczy). Oraz 14 ośrodków hodowli zwierząt – instytucji naukowo-badawczych (zaledwie 75 tys. ha).
W zeszłym sezonie myśliwi odstrzelili na tych terenach prawie 800 tys.