Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Nic za godzinę

Jak żyć, gdy zarabia się tak mało?

Łódź, ul. Piotrkowska. Bywa, że pracujący na niej rykszarze zarabiają 10 zł tygodniowo. Łódź, ul. Piotrkowska. Bywa, że pracujący na niej rykszarze zarabiają 10 zł tygodniowo. Krzysztof Jarczewski / Forum
Gdy w zabrzańskim Urzędzie Pracy pojawiła się oferta z godzinową stawką wynoszącą 4 zł, ludzie byli oburzeni. Tylko że wielu Polaków pracuje za jeszcze mniejsze pieniądze. Balansując na granicy przetrwania.
Według pracownika warszawskiej agencji ochroniarskiej, 4 zł za godzinę w tej branży to raczej reguła niż wyjątek.Vedran Vukoja/Smarterpix/PantherMedia Według pracownika warszawskiej agencji ochroniarskiej, 4 zł za godzinę w tej branży to raczej reguła niż wyjątek.

Niedawno pan Czesław o mało co nie kupił sobie nowych butów. Były w supermarkecie przecenione na 20 zł. Ale jakoś tak się złożyło – pan Czesław jest przekonany, że nieprzypadkowo – że na tych przecenionych kody były poodklejane albo zniszczone. Potem, kiedy kody były już w porządku, cena skoczyła do 30 zł. I to było trochę za dużo. Zresztą, czy na tę błotnistą breję, w jakiej stoi jego przyczepa kempingowa, potrzebne komu nowe buty?

Teraz stawkę ma całkiem niezłą – 2,50 za godzinę. Inwestor początkowo obiecywał 3 zł, ale stanęło na tym, że jednak 2,50. Pilnuje dużej budowy pod Warszawą. Płatne godziny ma tylko w nocy, ale w dzień też pracuje. Na miejscu przez cały czas, bo przyczepa stoi na terenie budowy. Zamknąć bramę, otworzyć, dopilnować dostaw, patrzeć, czy nie kręcą się złodzieje; cały czas jest co robić. Przyczepa jest mocno przerdzewiała, ale wyłożył ją od środka styropianem i kartonami. Od sąsiadów dostał farelkę, więc jak zima nie będzie bardzo mroźna, to jakoś przetrwa. Bardzo dba o zdrowie. Po wodę oligoceńską chodzi z wózkiem aż do Warszawy. Za jednym razem daje radę przyciągnąć pięć dużych baniaków. Jeszcze latem zebrał zioła: lipę, dziurawiec, rumianek, miętę. Zaparza sobie codziennie w słoiku po dżemie.

Raz w tygodniu wyprawia się na polowanie do supermarketu. Patent na przetrwanie jest prosty – trzeba jeść nie to, na co ma się akurat ochotę, ale to, co jest akurat przecenione. Jak w promocji jest chleb, bierze od razu cztery bochenki. Ale najlepsze przeceny są na owoce i warzywa, bo się szybko psują. Ostatnio trafił mandarynki po 1,99 zł, kiedy normalnie kosztują 4 zł z groszami.

(...)

Polityka 8.2014 (2946) z dnia 18.02.2014; Społeczeństwo; s. 29
Oryginalny tytuł tekstu: "Nic za godzinę"
Reklama