Niedawno pan Czesław o mało co nie kupił sobie nowych butów. Były w supermarkecie przecenione na 20 zł. Ale jakoś tak się złożyło – pan Czesław jest przekonany, że nieprzypadkowo – że na tych przecenionych kody były poodklejane albo zniszczone. Potem, kiedy kody były już w porządku, cena skoczyła do 30 zł. I to było trochę za dużo. Zresztą, czy na tę błotnistą breję, w jakiej stoi jego przyczepa kempingowa, potrzebne komu nowe buty?
Teraz stawkę ma całkiem niezłą – 2,50 za godzinę. Inwestor początkowo obiecywał 3 zł, ale stanęło na tym, że jednak 2,50. Pilnuje dużej budowy pod Warszawą. Płatne godziny ma tylko w nocy, ale w dzień też pracuje. Na miejscu przez cały czas, bo przyczepa stoi na terenie budowy. Zamknąć bramę, otworzyć, dopilnować dostaw, patrzeć, czy nie kręcą się złodzieje; cały czas jest co robić. Przyczepa jest mocno przerdzewiała, ale wyłożył ją od środka styropianem i kartonami. Od sąsiadów dostał farelkę, więc jak zima nie będzie bardzo mroźna, to jakoś przetrwa. Bardzo dba o zdrowie. Po wodę oligoceńską chodzi z wózkiem aż do Warszawy. Za jednym razem daje radę przyciągnąć pięć dużych baniaków. Jeszcze latem zebrał zioła: lipę, dziurawiec, rumianek, miętę. Zaparza sobie codziennie w słoiku po dżemie.
Raz w tygodniu wyprawia się na polowanie do supermarketu. Patent na przetrwanie jest prosty – trzeba jeść nie to, na co ma się akurat ochotę, ale to, co jest akurat przecenione. Jak w promocji jest chleb, bierze od razu cztery bochenki. Ale najlepsze przeceny są na owoce i warzywa, bo się szybko psują. Ostatnio trafił mandarynki po 1,99 zł, kiedy normalnie kosztują 4 zł z groszami.
(...)