Przez bramy przerzucają rowery, za nimi torby albo wiadra. Czasami idą przez przejścia kolejowe albo wzdłuż ruchliwej wylotowej trasy, czasami wzdłuż ogrodzenia, żeby nie zauważyła ich ochrona. Stare, opuszczone ogródki działkowe wykupowane są powoli przez deweloperów. Ale wiele stoi nadal, kwitnie i owocuje. Bródno to zagłębie śliwkowe – za ogrodzeniem zadbane rabatki kwiatowe, wokół opuszczone drzewa i działki. Praga to altanki oplecione winogronami. Czasem można też trafić na orzechy dobre na nalewkę. Stare sady na Siekierkach – w zeszłym roku dwie niebieskie torby ikeowskie gruszek uzbierane w kilka godzin.
I jeszcze kilka innych miejsc, o których nikomu nie powiedzą. Żeby zaraz nie było tu jak w San Francisco, gdzie za kilkadziesiąt dolarów można wziąć udział w wycieczce w poszukiwaniu dzikich roślin. One te kilka miejsc, kilkadziesiąt drzew i wszystko, co na nich i pod nimi, wciąż mają tylko dla siebie. Gosia i Agnieszka nie chcą mówić o tym: kradzież. Wolą: szaber. Szaber, czyli zbieranie tego, co ktoś porzucił, z czego i tak nikt nie korzysta. Warszawskie owoce leżą porzucone, a one te kilogramy przerabiają na słoiki.
Wiosną zeszłego roku na śliwkowym Bródnie siedziały na dachach starych garaży. Minęła kolejna zima, którą przetrwały na letnich owocach – gruszkach usmażonych z cynamonem i imbirem, dodawanych do kaszy jaglanej albo aronii wymieszanej z owsianką na mleku. Postanowiły, że założą bloga.