Któż nie zna „Autobiografii”, pieśni naszego pokolenia? Nieco chropawa, może odrobinę zbyt napuszona opowieść o muzyku, który przegrał swoje marzenia i swoje życie, niosąc na sercu kamień winy nie do naprawienia. Odrzucił dziewczynę („za jej Poli Raksy twarz każdy by się zabić dał”), która zaszła z nim w ciążę. Popełniła samobójstwo. Taką mieliśmy piosenkę. No, może jeszcze parę: „Przeżyj to sam” Lombardu, zachęcającą do udziału w demonstracjach przeciwko czerwonemu. Do tego Kora, Ciechowski, Kaczmarski… Wiele można wyczytać z tego repertuaru. Wstydu nie ma.
Chodziliśmy w moro i traperach, wielu było punkami, czasami goniła nas milicja po koncertach, ale byliśmy w sumie grzecznymi dziećmi. Jakoś tam mniej więcej szanowaliśmy dorosłych, nie uważaliśmy, że wszystko wolno, a wulgarne zachowania prawie wszystkich nas raziły. Paliliśmy marihuanę i piliśmy wódkę, słuchaliśmy The Doors i Pink Floyd i nie lubiliśmy Jaruzelskiego. Baliśmy się milicji. Jednak pogarda i nienawiść były nam obce. Niektórzy chodzili do kościoła, inni nie, ale nikt się o to nie spierał. Rodzice popierali Solidarność albo partię, lecz to nie rzutowało na nasze koleżeńskie relacje. Czytanie książek uważaliśmy za rzecz dobrą i zasługującą na uznanie, a „chodzenie” z kimś i seks za niełatwe i honorowe wyzwanie. Nikt nie mówił, że polityka go nie interesuje. W latach 80. nikt by nawet nie zrozumiał, co to zdanie właściwie znaczy. Każdy musiał być po którejś stronie.
A teraz włączcie internet i obejrzyjcie filmik z piosenką zespołu Gang Albanii „Klub Go Go”. Wesoło. 10 proc. ironii (dla inteligentnych) i 90 proc. chamstwa (dla reszty). Przesłanie jest jasne: gangsterzy lubią kokainę i zabawę w klubie go-go. „Zabierz stąd swój świński ryj, bo jesteś brzydka, aż się patrzeć nie mogę”.