Żywność ekologiczna to dziś spory biznes, którego globalną wartość szacuje się na ponad 60 mld dol. I pewnie będzie ona dalej rosła, gdyż w bogatych krajach Europy i Ameryki Północnej przybywa konsumentów poszukujących produktów spod znaku eko, mimo iż kosztują one więcej (niekiedy nawet kilkakrotnie) od konwencjonalnych.
Dlaczego niektórzy ludzie gotowi są płacić drożej za taką żywność? Badania pokazują, że główną motywacją jest troska o własne zdrowie. Konsumenci są bowiem przekonani, iż ekożywność przewyższa tradycyjną, bo zawiera mniej „chemii” (chodzi przede wszystkim o pozostałości używanych w rolnictwie pestycydów), za to więcej witamin i innych substancji istotnych dla organizmu człowieka.
Czy te przekonania są prawdziwe? W żywności ekologicznej rzeczywiście rzadziej wykrywane są śladowe ilości pestycydów, ale to wcale nie znaczy, że jest ona dzięki temu zdrowsza. Badania m.in. Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, analizującego dziesiątki tysięcy próbek jedzenia, dowodzą, że konwencjonalne produkty zawierają jedynie bardzo niewielkie (czyli właśnie śladowe) pozostałości pestycydów i są bezpieczne.
Wiesz, co jesz?
Natomiast mniej klarownie wygląda sprawa rzekomej większej ilości prozdrowotnych substancji chemicznych obecnych w ekologicznych warzywach, owocach, nabiale czy mięsie. W 2009 r. ukazała się publikacja naukowa przygotowana na zlecenie brytyjskiej Food Standards Agency. Jej autorzy przeanalizowali 162 specjalistyczne artykuły (najstarsze pochodziły z 1958 r.), w których znalazło się ponad 3,5 tys. porównań różnych parametrów żywności eko i konwencjonalnej. Rezultat: pod względem zawartości 15 ważnych składników, m.in. witaminy C, beta-karotenu czy wapnia, oba rodzaje żywności się nie różniły. Pojawiające się zaś odmienności okazywały się bez znaczenia dla zdrowia człowieka.