Zaczęło się tak. 29 kwietnia 2011 r. Legia grała u siebie z Widzewem. Na trybunach rozbrzmiały antysemickie hasła. Nie zdarzyło się to po raz pierwszy, jednak gdy dziennikarze „Gazety Wyborczej” wszczęli raban, a pełnomocnicy Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce złożyli zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa – publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych i wyznaniowych – policja i prokuratura zadziałały.
Zadziałał też sąd. Choć w pierwszym podejściu postanowiono umorzyć postępowanie, po zażaleniach i półrocznym procesie 8 października 2013 r. sędzia Wojciech Łączewski skazał 17 oskarżonych, których udało się zidentyfikować, na karę ograniczenia wolności; niezatrudnionych – w formie prac społecznych przez dziewięć miesięcy, zatrudnionych – w formie potrącania 20 proc. pensji na rzecz Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich. Ponadto, co nie miało precedensu, wszystkich zobowiązał do obejrzenia filmu „Cud purymowy” w reżyserii Izabelli Cywińskiej. „Uzmysłowi to oskarżonym, że historia narodów polskiego i żydowskiego wzajemnie się przeplata od lat” – argumentował sędzia.
„Cud purymowy” opowiada historię przemiany duchowej antysemitów ojca i syna – łódzkiego robotnika i kibola ŁKS. Otrzymują informację o spadku pozostawionym im przez dalekiego krewnego. Ten postawił jednak warunek przekazania majątku: powrót do religii przodków, jak się okazuje – Żydów. Mężczyźni po głębokiej walce wewnętrznej przyjmują judaizm. Spodziewany spadek ostatecznie okazuje się symboliczny. Mimo to bohaterowie pozostają wierni nowo odkrytym korzeniom.
Izabella Cywińska przyznaje, że informacja o wyroku bardzo ją ucieszyła, twórcom filmu całkiem świadomie marzyło się, by wypełnić pewną misję.