Rodziła gorzej niż pies pod płotem – mówią bliscy pacjentki, która opowiedziała mediom, jak w starachowickim szpitalu urodziła na podłodze martwe dziecko. Pacjentka zgłosiła się do szpitala, bo w ósmym miesiącu ciąży przestała czuć ruchy płodu. Ciąża była martwa, a kobieta – zgodnie ze sztuką medyczną – została zatrzymana na oddziale, by urodzić martwe dziecko. Jak opowiada, kiedy zaczęły się skurcze, wołała o pomoc, ale nikt z personelu się nie zjawił. Dziecko urodziło się na podłodze, między szpitalnymi łóżkami. Ustalenia prokuratury potwierdzają wstępnie wersję rodziny.
Dyrektor starachowickiego szpitala zareagował błyskawicznie, nie czekając na ustalenia prokuratury, Ministerstwa Zdrowia i NFZ, które zainteresowały się sprawą.
– Nie znalazłem żadnej możliwości wytłumaczenia, dlaczego tak się stało i dlaczego przy kobiecie nie było lekarza i nie było położnej – powiedział dyrektor Grzegorz Fitas. – Nie stwierdziłem faktu, że byli tak bardzo zajęci, że nie potrafili zająć się tą kobietą – dodał.
W efekcie pracę straciło osiem osób: ordynator, oddziałowa, lekarze dyżurki oraz pielęgniarki i położne, obecni na oddziale podczas tych wydarzeń. To bardzo rzadki ruch – zazwyczaj dyrekcja czeka na wszystkie pokontrolne wnioski, raczej słychać o przewlekających się postępowaniach wobec lekarzy i pielęgniarek, a nie natychmiastowych konsekwencjach. Jednak sprawa nie jest prosta, a związek zawodowy pielęgniarek i położnych skarży się na odpowiedzialność zbiorową i zapowiada pozwy do sądu pracy.
Oddziały porodowe nie zawsze bezpieczne
Na ustalenia prokuratury i wyniki kontroli zwierzchników szpitala przyjdzie czekać. Ale niezależnie od nich mamy kolejny, tragiczny przykład na to, że oddziały porodowe i położnicze nie zawsze są dla kobiet miejscami bezpiecznymi. I to nie przez „nieludzkie procedury”.
Standardy opieki okołoporodowej (SOO) są u nas bardzo wysokie. Możemy się poszczycić, że Polska jest jednym z ledwie trzech europejskich państw, które się na to zdobyły. Ale standardy trzeba wdrożyć, a procedur przestrzegać.
Czerwcowy raport Najwyższej Izby Kontroli zwraca uwagę, że rozporządzenie Ministra Zdrowia z 19 października 2012 r. określające SOO „nie zostało w pełni wdrożone w żadnej z monitorowanych placówek”. I w żadnym z oddziałów nie przestrzegano w pełni wszystkich standardów – podkreśla NIK.
Tragiczna historia ze Starachowic pokazuje jeszcze coś. Takie doniesienia zawsze poruszają czułą strunę, o której na co dzień raczej cicho. Teraz odzywają się przykre, czasem dramatyczne wspomnienia i wiele kobiet na nowo przeżywa swoją traumę z oddziału patologii ciąży. Choć od porodu czasem minęły lata, takie obrazki rzadko bledną.
Jak się w Polsce rodzi
Opowieści o tym, jak wygląda w Polsce tracenie dziecka, jest mnóstwo, ale te same motywy nieustannie się powtarzają. O tym, że tracisz dziecko na oddziale położniczym, między kobietami, które nadal czekają na rozwiązanie, wybierają wyprawkę. Widzisz, jak czule głaszczą swoje piękne, dorodne brzuchy, kiedy tobie, w tobie, umarło dziecko. Że wtedy nie ma nawet parawanu.
Że nie zamyka się drzwi do gabinetów, więc dobrze słychać, jak w KTG dudni bicie serca cudzego dziecka. To 140 uderzeń na minutę, ale wiesz, że w twoim brzuchu już tylko cisza. Że można w Polsce ronić do pościeli, kiedy na łóżku obok przesiaduje szczęśliwa rodzina z gratulacjami, robi zdjęcia i przynosi w prezencie pajacyki w rozmiarze 56. Albo że roni się dzieci wprost do toalety, a położna ostrzega: jak usłyszysz chlup, daj znać.
I jeszcze opowieści o tym, że mąż, partner czy matka nie mogą przy tym być, bo odwiedziny są do 14.00. Że błaga się o leki przeciwbólowe – jakby znieczulenie przysługiwało tylko tym, co rodzą do życia.
I że po wszystkim leży się z pustym brzuchem i rękoma, słysząc płacz noworodka z łóżka, które stoi metr od ciebie.
Wiele też historii o języku, a raczej o zadawaniu niepotrzebnego cierpienia słowami. Co słyszy matka w żałobie? Nie ma płodzika. W internecie w kontekście straty ciąży bardzo popularny jest wątek: „Słowa, które nigdy nie powinny paść”. Tam między innymi: „Tu to taka ciąża, nie ciąża, i tak poleci wcześniej czy później”. Albo: „Czego ryczysz, urodzisz następne”.
Dla lekarzy i położnych poronienia i martwe porody to nieunikniona część pracy. Ale dla kobiet (i ich partnerów) to doświadczenia graniczne. Wiele lat temu polskie położnictwo odmieniła akcja społeczna „Rodzić po ludzku”. Przyniosła wiele dobrego.
Ale od lat nie ustają też głosy, że równie mocno potrzebujemy akcji „Ronić po ludzku”.