Zastrzelić – ludzka rzecz
Dlaczego zastrzelono niedźwiedzicę na Słowacji? Głupie pomysły szybko wciela się w życie
Kolejny raz niewinne zwierzę poniosło konsekwencje ludzkiej pychy i głupoty. A dokładniej – misiowa rodzina, matka i dwójka młodych, półrocznych niedźwiadków. Działo się na Słowacji.
Historia zaczęła się kilka tygodni temu, w Starym Smokowcu pojawiła się niedźwiedzica z dwójką młodych. Zwierzęta wspięły się na drzewo i nie zdradzały ochoty, żeby z niego zejść. Młode pewnie nie umiały, a matka im towarzyszyła, nie pozostawiając bez opieki. Był tłum gapiów i sensacja, nawet atrakcja, choć niedźwiedzie tatrzańskie nierzadko podchodzą w pobliże ludzkich siedzib, szukając w koszach na odpadki pożywienia. Dla nich – łatwej zdobyczy. Bardzo się w tym procederze wycwaniły, przewracają kosze i wygrzebują zawartość.
Właściwie trzeba użyć czasu przeszłego, bo przed rokiem wprowadzono zamykane śmietniki, żeby oduczyć niedźwiedzie grzebania w nich.
Niedźwiedzicę zastrzelono na wszelki wypadek
Niedźwiedzicę Ingrid ze Smokowca udało się tamtym razem nakłonić jakoś do zejścia z drzewa wraz z rodziną, chyba nawet przy pomocy strażaków. Udało się ją nakłonić do powrotu do lasu. I wydawało się, że to szczęśliwy koniec tej historii.
Kilka dni temu Ingrid z młodymi pojawiła się ponownie w pobliżu ludzi, tym razem niedaleko Liptowskiego Mikulaszu. I znów zwierzęta weszły na drzewo. Wtedy ktoś z miejscowych „mądrali” wpadł na pomysł, że trzeba matkę oddzielić od dzieci, w ten sposób osłabi się jej instynkt macierzyński i będzie spokój.
Głupie pomysły zwykle wciela się w życie szybko. Tak było i tym razem. Tyle że wszystko zadziało się odwrotnie, niż ludzie zaprogramowali. Niedźwiedzica, zaniepokojona o los młodych, wróciła do miasteczka. Po prostu szukała dzieci w miejscu, gdzie widziała je ostatni raz. Świetnie wiedziała, że bez niej sobie nie poradzą, niedźwiedzice opiekują się młodymi do dwóch lat.