Aborcja powoduje raka – krzyczy ustawiony pod Krakowem billboard. To nieodpowiedzialne podgrzewanie lęków, że ingerencja w naturalną płodność skończy się dla kobiety karą boską. Ale pytanie o związek pomiędzy historią reprodukcyjną a zachorowaniem na nowotwory zadają sobie także poważni naukowcy.
Ostatnie miesiące to fala kampanii antyaborcyjnych, które przekonują, że przerwanie ciąży jest dla kobiet szkodliwe, niebezpieczne, grzeszne, niezgodne z prawem bożym etc. Teraz mamy nowy przykład niemerytorycznej agitacji: straszenia kobiet, że przerwanie ciąży ściągnie na nie chorobę nowotworową.
„Badania dowodzą, że przynajmniej 80 proc. kobiet, u których stwierdzono raka piersi, jajnika, mózgu, dokonało wcześniej aborcji” – takiemu napisowi na billboardzie towarzyszy zdjęcie modelki w kitlu, ze stetoskopem przewieszonym przez szyję. Billboard stoi w Przegini pod Krakowem, jego autorem jest samozwańczy instytut założony przez „przewodniczkę duchową”, „miłośniczkę znikania w szamańskim kontakcie z przyrodą i Wiecznym Teraz” oraz „doświadczonego Wojownika na ścieżkach transformacji własnej i innych, myśliwym świadomości, znającym dobrze mapy meandrów umysłu”.
Jak wyjaśniają twórcy billboardu w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, jest to eksperyment społeczny, mający przenieść dyskusję o aborcji poza ramy kontekstu politycznego czy kościelnego. „My chcemy mówić o faktach”. Ale faktów brak, autorzy akcji powołują się na własne obserwacje.