Czego polska młodzież szkolna ma uczyć się o prokreacji w XXI wieku? Otóż antykoncepcja powoduje niepłodność, ciąży należy się wystrzegać, ale rodzić trzeba młodo, ponadto palenie tytoniu szkodzi zdrowiu. Do tego – planowanie rodziny to obserwacja cyklu, a nie zapobieganie ciąży. Aborcja? Nie mówmy o tym, że czasem ciąża nie kończy się porodem. Przypomnijmy za to, że ważny jest ślub.
Kuratorium Oświaty w Lublinie zamieściło ogłoszenie, w którym zachęca do zapoznania się z ofertą na prowadzenie zajęć z tzw. zdrowia prokreacyjnego. Jak informuje kuratorium, ono samo z programem nie ma nic wspólnego, a organizatora wyłoniło w konkursie Ministerstwo Zdrowia. Teraz firma firma szkoleniowa Lechaa Consulting z Lublina ma – najprawdopodobniej online – przygotować nauczycieli, którzy następnie przeprowadzą w swoich szkołach 30–40 godzin zajęć z młodzieżą. Mają cechować się wysoką kulturą osobistą i szanować wartośći, zwyczaje i wierzenia innych osób.
Zajęcia mają być uzupełnieniem wychowania do życia w rodzinie – są projektem Ministerstwa Zdrowia, a nie MEN. Zapłacimy za te zajęcia 9,5 mln złotych z budżetu państwa. Ale po co?
Ja cię uczyć każę
To propozycja, która zaspokaja potrzeby prawicowych polityków i kleru, ale nie młodzieży. Opublikowana podstawa programowa, dotycząca przecież zdrowia (sic!), a nie aksjologii czy społecznych aspektów związku małżeńskiego, nasycona jest ideologią, a nie wiedzą medyczną.
Listkiem figowym programu jest blok poświęcony chorobom przenoszonym drogią płciową. Chlamydia, HIV, WZW B – choć na przykład nie ma mowy o wirusie brodawczaka ludzkiego (HPV). Czy to dlatego, że jego rozprzestrzenianie się ma związek z kontaktami oralnymi, a o tych decydenci nie chcą słyszeć? Czy to dlatego, że co do zasady nie chcemy w Polsce szczepić dzieci przeciwko HPV – nie tylko chłopców, ale nawet dziewczynek? Wygodniej myśleć, że nasza młodzież o miłości francuskiej nic nie wie, a już na pewno jej nie uprawia.
Za to piszemy w podręcznikach: za zakryte części ciała nie patrzymy, o zakrytych częściach ciała nie mówimy, o zakrytych częściach ciała nie myślimy.
No, ale w edukacji dotyczącej zdrowia prokreacyjnego ten listek figowy w postaci chorób przenoszonych drogą płciową jednak jest. Reszta to narzędzie do ideologicznego formowania człowieka, który na seks patrzy przez pryzmat duchowości i zależności społecznych, ze związków uznaje tylko małżeństwo, rodzinę planuje, obserwując śluz szyjkowy, nie wie nic o metodach antykoncepcji, zarówno prekoitalnej, jak i tej awaryjnej. Nie usłyszy o dopuszczalności przerywania ciąży, ale dowie się za to, że badania prenatalne powodują stres u matki i dziecka.
Co w szczegółach mówią założenia programu?
Jak informuje firma, która przeprowadzi szkolenia, odkładanie ciąży w czasie niesie za sobą większe ryzyko chorób, „zwiększa nakłady Państwa na opiekę w czasie ciąży i okołoporodwą”. Skutkuje też częstszym poddawaniem się badaniom prenatalnym, które „powodują wiele zaburzeń jatrogennych spowodowanych ciągłym stresem matek, niepokojących się o zdrowie swoje i dziecka”.
Wygląda na to, że Misja nr 1 to uświadomienie młodzieży konsekwencji odkładania macierzyństwa. Cel praktyczny: obniżenie wieku, w którym kobiety będą rodzić, czyli odwrócenie globalnego trendu, wynikającego z postępu cywilizacji przemian społecznych. Przy okazji – rezygnacja z badań prenatalnych (które, jak utrzymują przeciwnicy prawa do przerwania ciąży, są przyczyną aborcji).
Do tego program zakłada wskazanie prawidłowych źródeł wiedzy o seksualności człowieka. Jak zauważają autorzy, młodzież najczęściej szuka wiedzy w internecie i wśród rówieśników – tylko 4,3 opiera się tu na rodzicach i nauczycielach, przekonują. Na marginesie: oznaczałoby to, że prowdzone zajęcia z WDŻ, które pomijają kluczowe aspekty życia seksualnego, zupełnie nie działają. Program uzupełniający chce za to zablokować wczesną inicjację seksualną, wskazując odpowiednie źródła wiedzy.
Misja nr 2 – odroczyć doświadczenia seksualne. Cel: przekonanie młodzieży, by zrezygnowała z internetu i nie słuchała kolegów.
Po trzecie, twórcy progamu chcą rewolucjonizować modele nauczania i kłaść większy nacisk na aspekt psychologiczny seksu. Narzekają, że „w edukacji seksualnej preferowano na świecie model informacyjno-biologiczny i zdrowotno-medyczny”. Firma, która dostanie za to od rządu aż 9,5 mln złotych, chce pokazać, że seks to coś więcej niż seks. Ukaże to młodzieży w kontekście profilaktyki antyalkoholowej, antytytoniowej i antynarkotykowej.
Misja nr 3 – zlikwidować ryzykowne zachowania sekualne poprzez pokazanie, że seks to nie tylko seks, ale i duchowość. Cel: przekonać, że palenie szkodzi zdrowiu.
Prokreacja? Tylko w małżeństwie
To nie wszystko. Jako cele ogólne zadania wymieniono też „przygotowanie się do ról małżeńskich i rodzicielskich” – jakby twórcy programu zamykali oczy na rzeczywistość i nie uważali za godne wsparcia przygotowanie się do pełnienia funkcji społecznych także w związkach nieformalnych, w tym jednopłciowych oraz bezdzietnych.
Na ironię zakrawa punt mówiący o profilaktyce i leczeniu niepłodności w sytuacji, gdy rząd Prawa i Sprawiedliwości skasował dofinansowanie programu in vitro, czym faktycznie przekreślił skuteczne leczenie niepłodności. Sporo jest też mowy o „wartościach i zasadach służących zdrowiu prokreacyjnemu” oraz „perspektywie rodzicielstwa – macierzyństwa i ojcostwa”. Mowa jest też o ślubie, i to w dwóch osobnych blokach: ślub w wymiarze psychologicznym oraz ślub w wymiarze społecznym. Planowanie rodziny podzielono na cztery bloki: aspekty medyczne, zdrowie i higiena, przebieg ciąży oraz aspekty społeczne i ekonomiczne.
O tym, co młodzież interesuje – jak identyfikacja seksualna, zapobieganie ciąży, dostęp do skutecznej antykoncepcji oraz możliwości przerwania niepożądanej ciąży – cisza. Nie uwzględniono też modułu dotyczącego nieheteronormatywnych orientacji seksualnych. Słowa takie jak „homofobia” czy „zapobieganie homofobii” w programie nie padają wcale.
Zupełnie jakby te tematy, psychologicznie i światopoglądowo, i praktycznie dla młodzieży bardzo istotne, nie istniały.
Zideologizowana i oderwana od rzeczywistości podstawa programowa tego projektu tak naprawdę napawa grozą. Pokazuje uwstecznienie i zupełny brak wrażliwości na potrzeby odbiorców. Do tego neguje rzeczywistość. Czy uda się zmienić trend demograficzny i założyć biologii kaganiec? Czy uda się przekonać do odłączenia internetu i przeorać światopogląd młodzieży? Ja wątpię.
Z pewnością jednak uda się szybko wydać pieniądze. Jeśli ktoś na tym skorzysta, to na pewno nie młodzież szkolna, u progu dojrzewania. I jednocześnie – u progu życia seksualnego. Czasem, wbrew modlitwom i zaklęciom, już dawno poza nim.