Trwa strajk nauczycieli. Niektóre samorządy ogłosiły, że zapłacą nauczycielom za dni strajku. W ten sposób wspierają postulaty nauczycieli, którzy są w sporze z władzą centralną. PiS grozi im za to odpowiedzialnością karną za niegospodarność.
Niezdominowane przez PiS samorządy lokalne wyrastają na siłę polityczną konkurencyjną wobec PiS. To od nich, a nie od władzy centralnej, w największym stopniu zależy jakość naszego życia. Także w sferze najbardziej przez PiS zawłaszczanej, czyli rządu dusz.
Śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza sprawiła, że opinia publiczna zaczęła się interesować jego dorobkiem jako gospodarza miasta. Stał się symbolem polityki otwartej, równościowej, przyjaznej ludziom. Sześciu prezydentów miast, którzy nieśli jego trumnę: prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, były prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, prezydent Sopotu Jacek Karnowski, prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz, prezydent Lublina Krzysztof Żuk i prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, również z taką polityką się identyfikują. Z polityką, która jest przeciwwagą dla narodowo-patriotyczno-katolicko-wykluczającej polityki władzy centralnej.
PiS musi liczyć się z samorządami
PiS nie rządzi niepodzielnie. Musi liczyć się z władzą sądów. Ale też z samorządami lokalnymi, którym konstytucja daje naprawdę dużą władzę. Nie jesteśmy wprawdzie państwem federalnym, ale III RP m.in. tym się różni od PRL, że została zdecentralizowana. Jedną z podstawowych zasad konstytucji jest zasada subsydiarności, która oznacza obowiązek delegowania władzy „w dół”: to, co można załatwić na poziomie lokalnym – zostawia władzy lokalnej, to, co mogą zrobić organizacje społeczeństwa obywatelskiego, jest im przekazywane. Konstytucja ma osobny rozdział dotyczący samorządu terytorialnego.
Samorząd (art. 166 konstytucji) wykonuje „zadania publiczne służące zaspokajaniu potrzeb wspólnoty samorządowej”. Więc najważniejsze dziedziny życia społecznego są w gestii samorządów: oświata, opieka zdrowotna, opieka społeczna, mieszkalnictwo, kultura, sport, transport lokalny, drogi, ale też ekologia czy opieka nad bezdomnymi zwierzętami. Jakość naszego życia zależy w ogromnym stopniu od władz lokalnych. Od polityki władz lokalnych zależą też kwestie uznawane za „ideologiczne”, jak edukacja równościowa czy programy leczenia niepłodności przez zapłodnienie in vitro. A nawet dostępność legalnej aborcji: publicznie placówki służby zdrowia deklarują, że nie wykonują aborcji (co samo w sobie powinno je wykluczać z kontraktów z NFZ, jednak – wbrew prawu – nie wyklucza), ale miasto czy gmina może opłacić lekarzy, którzy będą te legalne zabiegi wykonywać. Może też stworzyć system informacji o takich świadczeniach.
Od kilku lat samorządy wprowadzają u siebie programy dotowanego zapłodnienia in vitro. Pierwsza była Częstochowa. Na koniec zeszłego roku takie programy przyjęło 10 miast i jedno województwo – łódzkie.
Ważne decyzje zapadają na szczeblu samorządów
Deklaracja LGBT+ przyjęta przez samorząd warszawski, a wyklęta przez PiS i środowiska antygenderowe, mówi o polityce miasta przyjaznej równemu traktowaniu. W tym o klauzulach społecznych dotyczących niedyskryminacji osób LGBT+ przy nawiązywaniu przez miasto współpracy z przedsiębiorcami. Miasto zobowiązuje się też do utrzymywania hostelu dla ofiar przemocy na tle orientacji seksualnej i tożsamości płciowej, bo takie osoby bywają wyrzucane z rodzinnych domów. Deklaracja mówi też o edukacji równościowej i seksualnej w szkołach w ramach zajęć dodatkowych.
Samorządy mogą też iść w drugą stronę: w 2014 r. przez Polskę przetoczyła się fala antygenderowych uchwał tych samorządów, gdzie u władzy był PiS. W tym czasie rząd PO-PSL zdecydował o przystąpieniu przez Polskę do europejskiej Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie.
Samorząd może prowadzić politykę wspierającą usamodzielnianie się uchodźców: pomoc w znalezieniu mieszkania, nauce języka, znalezieniu pracy. Prezydent Sopotu Jacek Karnowski chciał w 2017 r. sprowadzić do Polski chore dzieci z syryjskiego Aleppo i sfinansować ich leczenie, ale MSWiA nie chciało się zgodzić na wydanie im wiz, gdyż mogłoby to mieć „negatywny wpływ na bezpieczeństwo Polaków”.
Samorząd finansuje nieobowiązkowe zajęcia dodatkowe w szkołach, a więc może nimi uzupełniać wykształcenie o treści rugowanej z programów nauczania przez władzę centralną – np. o znaczeniu Okrągłego Stołu i wyborów 4 czerwca 1989 r. I w ogóle uzupełniać edukację obywatelską, która dziś zredukowana została do „patriotycznej” albo do tego, jak załatwić sprawę w urzędzie. A w ramach zajęć dodatkowych można zaprosić uczniów do sądu, na posiedzenie rady miasta lub gminy. Można zaprosić do współpracy organizacje pozarządowe zajmujące się np. ekologią, pomocą uchodźcom, kulturą, przedstawicieli mniejszości narodowych czy wyznaniowych.
Lekcje obywatelskie, edukacja ekologiczna i opieka nad zwierzętami
Teraz, podczas strajku nauczycieli, niektóre samorządy organizują takie zajęcia w ramach opieki nad uczniami. Np. prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak poprowadził lekcje o religiach razem z poznańskim imamem Youssefem Chadidem. Był też kurs języka migowego i głośne czytanie spalonych niedawno przed kościołem w Gdańsku książek o Harrym Potterze. I – zakazanej przez kuratorium w Olsztynie jako „promocja ideologii gender” – książki o Ślimaku Samie.
Od samorządów lokalnych zależy polityka ekologiczna. Np. gospodarka odpadami. Już kilka miast i gmin w Polsce – np. Sosnowiec – nie czekając na przepisy centralne czy unijne, wprowadza programy zbierania plastikowych butelek. Sprawą samorządu jest wprowadzanie rozwiązań ograniczających emisję dymów i pyłów tworzących smog. Wprowadzają dofinansowywanie wymiany kotłów grzewczych, zakazy wjeżdżania co centrum miasta samochodem, promują poruszanie się rowerem, hulajnogą albo komunikacją miejską (dotowanie biletów). W tym wszystkim pomagają fundusze unijne. Podobnie jak w zakupie elektrycznych czy hybrydowych autobusów.
Do samorządów należy opieka nad bezdomnymi i wolno żyjącymi zwierzętami. Prekursorem był Lech Kaczyński, który jako prezydent Warszawy wprowadził program dokarmiania i sterylizacji wolno żyjących kotów. Pomijając względy humanitarne, koty w miastach są niezbędne, bo kontrolują populację szczurów. W gminie Myszków finansowanie sterylizacji i czipowania psów spowodowało spadek bezdomnych psów o 70 procent.
Do tego finansowanie kultury, nie tylko „patriotycznej”, sportu – nie tylko strzelania, budownictwo socjalne i tanie mieszkania na wynajem. Także dofinansowywanie żłobków i przedszkoli – np. Warszawa wykupuje miejsca w prywatnych żłobkach, bo miejsc w publicznych brakuje. Na lata 2019–22 ma kupić 5 tys. miejsc.
Władza może nie dać
Przy realizacji zadań samorządu lokalnego kluczowe jest finansowanie. Nie bez kozery PiS przed wyborami samorządowymi mówił, że tym samorządom, z którymi mu się będzie „dobrze współpracowało” (czytaj: rządził będzie PiS) da dofinansowanie na mosty i drogi. W rzeczywistości władza centralna nie ma tu dużego pola manewru, bo przydzielaniem dotacji i subwencji rządzą ustawy i algorytmy, które mają zapewnić zobiektywizowanie kryteriów ich przyznawania. Poza tym samorządy lokalne dostają bezpośrednie dofinansowanie z Unii. Tu także władza centralna nie może szkodzić jednym, a faworyzować innych, bo tych pieniędzy nie dzieli. Może jednak utrudnić korzystanie z nich. Już teraz uprzedza np. że podwyżki dla nauczycieli sfinansują samorządy. To znaczy, że może im zabraknąć pieniędzy na „wkład własny” niezbędny do wykorzystania unijnych dotacji na inne cele.
Władze samorządowe mają własne dochody – np. z podatków PIT. Ale PiS, w ramach rozdawania wyborczych „prezentów”, obiecał zwolnienie z podatków osób do 26. roku życia, zwiększenie kosztów uzyskania przychodu oraz obniżenie PIT z 18 do 17 proc. To oznacza zmniejszenie dochodów samorządów. Bardzo ważnym źródłem dochodów samorządów jest podatek od nieruchomości. Ale w tym roku zniesiono opłaty za użytkowanie wieczyste gminnych i miejskich gruntów, co pozbawi samorządy dużej części dochodów. Nie wprowadzono w zamian podatku katastralnego (od wartości nieruchomości) ani udziału samorządu w dochodach z VAT-u płaconego przez działające na jego terenie firmy. Mimo że konstytucja (art. 167) mówi, że samorządom „zapewnia się udział w dochodach publicznych odpowiednio do przypadających im zadań”.
Od lat zabiera się samorządom pieniądze płacone przez przedsiębiorstwa zatruwające środowisko. Zamiast iść na działania proekologiczne na terenie zatruwanej gminy czy miasta, idą do centralnie dzielonego funduszu. Samorządy kilku miast i gmin zaskarżyły ten przepis do Trybunału Konstytucyjnego – i sromotnie przegrały. Podobnie jak większość skarżonych przez lata przepisów, gdzie władza centralna przekazywała im dodatkowe zadania do wykonania, nie przekazując na to pieniędzy.
Znowu: mimo że art. 167 konstytucji mówi, iż „zmiany w zakresie zadań i kompetencji jednostek samorządu terytorialnego następują wraz z odpowiednimi zmianami w podziale dochodów publicznych”. Trybunał wykształcił linię orzeczniczą, według której nie trzeba wraz z zadaniami przekazywać pieniędzy tak długo, jak długo brak pieniędzy nie uniemożliwi samorządowi terytorialnemu wykonywania części jego zadań. W ten sposób – kosztem konstytucyjnych praw samorządu – Trybunał realizował konstytucyjną wartość, jaką jest równowaga budżetowa państwa. Tak było np. z narzuceniem samorządom zniżek na bilety komunikacji miejskiej, włączenie do zadań własnych gminy finansowania oświetlenia dróg położonych na jej obszarze, ale niebędących w jej zarządzie, czy pozbawienie gmin dotacji do dodatków mieszkaniowych.
Demokratyczna kontrola
Mimo to samorządy mogą naprawdę wiele. Zaczynamy to dostrzegać, bo do ostatnich wyborów samorządowych poszła niespotykana dotąd liczba wyborców. Frekwencja była na poziomie wyborów parlamentarnych – 51,3 proc. Zaczynamy rozumieć, że możemy żyć w „małych ojczyznach” niezależnie od działań władzy centralnej. I że w samorządach znacznie lepiej można realizować zasadę demokratycznej kontroli nad władzą. Władzę lokalną można bowiem odwołać w drodze referendum – tego nie możemy zrobić ani z parlamentarzystami, ani z prezydentem państwa. Władzy lokalnej trudniej jest kłamać o swoich osiągnięciach, bo skutki rządzenia widzimy na własne oczy. Wreszcie władze lokalne są prawnie zobowiązane do współpracy z organizacjami społeczeństwa obywatelskiego. Mają ustawowy obowiązek uchwalić – w porozumieniu z NGO-sami – program współpracy, a w nim m.in. środki na dotacje, priorytetowe zadania publiczne i sposób ich realizacji.
Władza PiS wie, że władza samorządowa jest konkurencją dla „dobrej zmiany”. Dwa lata temu próbowała przejąć nad nią kontrolę poprzez zmianę przepisów o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, które kontrolują finanse samorządów. Prezesa Izby i członków jej kolegium miał powoływać premier na wniosek swojego podwładnego – szefa MSWiA, bez opinii samorządu. Ustawa rozszerzała też władzę Izb nad samorządem. Oprócz kontroli prawidłowości wydatków miała dostać prawo do kontrolowania bliżej niezdefiniowanych „gospodarności i rzetelności”. Oznaczało to możliwość zakwestionowania niemal każdej decyzji samorządu, która nie spodoba się władzy centralnej. Parlament uchwalił ustawę, ale zrobiła się awantura, że jest sprzeczna z konstytucją i Europejską Kartą Samorządu Terytorialnego i koniec końców – prezydent Andrzej Duda ją zawetował.
Teraz rząd powołuje się na opinię krakowskiej Regionalnej Izby Obrachunkowej, argumentując, że jeśli samorządy zapłacą nauczycielom za dni strajku, to złamią prawo. Samorządy mają jednak plan: nie będą płacić „za strajk”, ale po prostu nie zmniejszą dyrektorom szkół dofinansowania, a ci mogą wypłacić nauczycielom pieniądze w formie premii. Oczywiście pytanie, czy dyrektorzy – zależni od rządowych kuratoriów oświaty – się na to odważą.