Kilka dni przed rozpoczęciem strajku Sławomir Broniarz powiedział, że nauczyciele mają w ręku straszne narzędzie: klasyfikację. W chwili desperacji mogą się nim posłużyć. Prawo szkolne wymaga bowiem, aby nauczyciele nie tylko wystawili oceny końcowe. Muszą je jeszcze omówić na posiedzeniu rady pedagogicznej, a potem zatwierdzić przez głosowanie.
Dopiero wtedy uczeń jest promowany, a maturzysta dopuszczony do matury. Nazywa się to klasyfikacją. I tego właśnie może nie być z powodu strajku. Cała Polska zdębiała, prezes ZNP przeprosił wtedy za swoje słowa, wydawało się, że problemu nie ma. Broniarz niepotrzebnie straszy. Aż tacy źli nauczyciele nie są. Żaden nie zrobiłby takiego świństwa swoim uczniom.
ZNP: każdy nauczyciel sam podejmuje decyzję
Po paru dniach strajku, gdy okazało się, że egzaminy w gimnazjach i podstawówkach się odbyły, w strajkujących szkołach wrócono do tematu klasyfikacji. Skoro rząd prze do konfliktu z nauczycielami, nie przedstawia żadnych propozycji i wcale nie chce się porozumieć, może trzeba sięgnąć po tę broń najstraszniejszą. Nie klasyfikujmy uczniów klas maturalnych, a wtedy rząd zostanie zmuszony do rozmów.
Komitet strajkowy w mojej szkole nie chciał sam podejmować decyzji. Zostałem poproszony, aby zapytać we władzach ZNP, co mamy robić. W końcu to związek organizuje strajk, niechże więc zadecyduje. Nawiązałem kontakt z odpowiednimi strukturami i dowiedziałem się tylko tyle, że związek nie może nauczycieli do niczego zachęcać ani zniechęcać, gdyż byłoby to niezgodne z prawem. Decyzję musimy podjąć sami. Od tego jest komitet strajkowy, aby zorganizował zebranie i przegłosował decyzję.