Widok imponujący: 185 dorodnych jałówek, olbrzymich byków i malutkich cieląt podążających krok w krok za swoimi mamami i co chwila podczepiających się pod cyca.
Stado od ponad dziewięciu lat żyje półdziko na nadwarciańskich łąkach gminy Deszczno w województwie lubuskim. Już dawno wtopiły się w krajobraz. Ich zdjęcie trafiło na tablice informacyjne rezerwatu przyrody Santockie Zakole wraz z reklamowym napisem: „Pasące się krowy to obecnie rzadkość na rozległych obszarach łąkowych terasy zalewowej Warty i Noteci. Są naturalnymi kosiarkami przyczyniającymi się do znacznego zróżnicowania gatunkowego roślin niezbędnych do zapewnienia odpowiednich warunków występowania wielu ptaków wodno-błotnych i łąkowych”.
Nic dziwnego, przecież krowy najbardziej lubiły się paść właśnie w rezerwacie, gdzie wilgotno i trawa dobrze rośnie. Ale ekologiczna sielanka właśnie się skończyła.
Groza
W kwietniu krowy wtargnęły na posesję we wsi Ciecierzyce i uwięziły mieszkańców. To nie żart, bo wielkie, przewodzące stadu byki mogą budzić strach. I budziły, bo mieszkańcy Ciecierzyc w czasie krowiej inwazji bali się wychodzić z domu. Interweniowała policja. Zaś rada gminy Deszczno podjęła decyzję o ścisłym monitorowaniu stada. Tym bardziej że wszyscy mieli w pamięci wypadek drogowy z udziałem krowy ze zbuntowanego stada. Kierowca nie ucierpiał, samochód owszem, najmniej szczęścia miało zwierzę, które zginęło.
By w końcu zaprowadzić ład, gmina wynajęła firmę świadczącą usługi rolnicze. Firma wydzieliła dwie ekipy. Gdy pierwsza starała się trzymać stado w kupie, druga budowała zagrodę.
I tak 1 maja 2019 r. krowy straciły wolność. Niby dalej są na ukochanych łąkach, ale przestrzeń ograniczono i zamiast trawy (którą już zadeptały) dostają siano.