Pani pozna polskiego pana
Polsko-ukraińskie małżeństwa są jak losy naszych narodów
Polskie wsie i małe miasteczka wyglądają tak, że mężczyźni siedzą sami w domach, bez kobiet. Naukowcy fachowo nazywają to zjawisko „jednym z najwyższych wskaźników feminizacji w Europie”. Chodzi o to, że młode kobiety nastawione na rozwój, karierę, coraz wyżej stawiają poprzeczkę mężczyznom. Migrują do dużych miast. W Warszawie na 100 kobiet przypada 112 mężczyzn.
Ale widać powolną zmianę. I w wielkich metropoliach, i na prowincji na ulicach słychać język ukraiński. Polacy coraz częściej łączą się w pary z Ukrainkami.
Jacek, 45-letni mechanik, prowadzi pod Bydgoszczą warsztat samochodowy. Od kiedy rozstał się z żoną, stuknęła już dekada. Szukał nowej miłości przez internet. Nasza Klasa, Sympatia.pl, Facebook, Tinder, żadnych efektów. Aż do dnia, w którym klient przyjechał odgrzybić klimatyzację w swoim aucie i polecił Jackowi zalogowanie na ukraińskim portalu randkowym. „Wiem, co mówię, mam już drugą żonę z Ukrainy. Miód dziewczyny!” – zachwalał.
Zarina, pakuj kartony!
Jacek spróbował i od pół roku nazywa siebie „najszczęśliwszym mechanikiem na świecie”. To szczęście ma na imię Zarina, jest młodsza od Jacka równo o połowę.
– Polki już mi nie odpowiadały na wiadomości, chyba że chodziło im tylko o seks albo sponsoring – mówi Jacek. – Mają duże mniemanie o sobie. Bóg wie, czego oczekują. Myślą, że przyjedzie po nie Richard Gere na białym koniu. A tu zjawiałem się ja, facet z warsztatu, lekko jadący olejem i smarem. Czar od razu pryskał, bo panie oczekiwały wypachnionych milionerów.
Ukrainki – mówi Jacek – to co innego. Otwarte, bezpośrednie. Mówią wprost, że chcą do Polski, żeby wyrwać się z ukraińskiego życia. Same zaczepiają w sieci, nie trzeba im wysyłać buziek, upiększonych zdjęć, pisać głupstw o majątku i wykształceniu.