Społeczeństwo

Historia czeczeńskiego uchodźcy, którego Polska chciała wydać Rosji

Grotniki, ośrodek dla uchodźców Grotniki, ośrodek dla uchodźców Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Masowe egzekucje, zabójstwa, porwania, zaginięcia, gwałty, tortury, zastraszanie, wymuszenia, preparowanie postępowań karnych, potworna korupcja – tak wygląda dziś Czeczenia Ramzana Kadyrowa. Republika jest zupełnie – za przyzwoleniem władz Rosji – wyłączona spod rosyjskiego systemu prawnego.

Jeszcze dwa tygodnie temu Nurmagomed M. nie wiedział, czy wieczorem będzie jeszcze żył, czy nie. Nie wiedział, czy będzie w Warszawie, czy w Groznym. Nie wiedział, w jakim stanie zostawią go rosyjskie lub czeczeńskie służby bezpieczeństwa kilka godzin po tym, jak wyciągną go z samolotu linii Warszawa–Moskwa. Wiedział natomiast, że prawdopodobnie będzie czekało go bicie, rażenie prądem, podwieszanie za ręce pod sufit.

Przez ponad pół tygodnia Straż Graniczna realizowała procedurę deportacji czeczeńskiego uchodźcy, pozbawiając go całkowicie prawa do obrony i ignorując postanowienie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zakazujące wydalenia. Urzędnicy twierdzili, że realizują w ten sposób wytyczne ABW, że chodzi o bezpieczeństwo. Jednak myśl, że deportując podejrzanych o terroryzm do Rosji, zapewniamy sobie bezpieczeństwo, jest szalona.

Polska domem dla uciekinierów

Prąd, kajdanki i ciemne piwnice Nurmagomed już znał. Razem z matką uciekł z Czeczenii w 2009 r. po tym, jak władze reżimu Ramzana Kadyrowa prawie pozbawiły go życia, a wcześniej zatrzymywały i torturowały. Brat Nurmagomeda walczył z Rosjanami w czasie wojny, a czeczeńskie władze powszechnie stosowały wówczas przemoc wobec rodzin bojowników.

W 2009 r. Rosja oficjalnie ogłosiła koniec wojny czeczeńskiej – komunikując światu zakończenie operacji antyterrorystycznej. Władzę już kilka lat wcześniej przekazała rodzinie Kadyrowów, której pozwoliła na tłumienie rebelii w dowolnej formie, także przez tortury i zabójstwa. Kadyrow szybko odkrył, że dobrze służy temu atmosfera strachu, więc ofiarą zabójstw i tortur padali (i padają nadal) nie tylko krytycy reżimu, ale także ich nawet bardzo dalekie rodziny i zupełnie przypadkowe osoby.

W 2009 r. polskie władze nie miały wątpliwości co do tego, że rodzina nie może do Czeczenii wrócić – Nurmagomedowi i matce przyznano ochronę uzupełniającą. Ponieważ jego brat walczył na wojnie, całej rodzinie grozi w Rosji niebezpieczeństwo – zauważono w decyzji. W chwili przyjazdu do Polski Nurmagomed cierpiał na zespół stresu pourazowego – co potwierdzały badania. Psychiatra potwierdził też, że cudzoziemiec był ofiarą przemocy. Niedługo potem Nurmagomed wyjechał na Zachód, założył rodzinę, pojawiła się trójka dzieci.

Samolot do Moskwy

W 2018 r. polskie władze niespodziewanie wszczęły postępowanie o odebranie Czeczenowi ochrony międzynarodowej. W decyzji wskazano, że sytuacja w Rosji uległa zmianie, a cudzoziemiec stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa. Nurmagomed przebywał wówczas za granicą, o odebraniu ochrony dowiedział się podczas wizyty w Polsce. Do Niemiec już nie wrócił – został zatrzymany. Straż Graniczna jeszcze tego samego dnia wszczęła postępowanie o zobowiązanie go do powrotu do Rosji i po kilku godzinach (czyli w zasadzie bez postępowania) taką decyzję wydała. Zainteresowanego nie poinformowano o konkretach, akta sprawy utajniono. Była w nich notatka ABW. Na deportację oczekiwać miał w Ośrodku dla Cudzoziemców w Przemyślu. Nurmagomed się odwołał. Skontaktował się ze Stowarzyszeniem Interwencji Prawnej.

Ponieważ cudzoziemcowi groziła natychmiastowa deportacja, prawnicy od razu złożyli wniosek do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu o wydanie tzw. interim measures, czyli postanowienia tymczasowego zakazującego deportacji. Trybunał prawie natychmiast je wydał, potem je przedłużył, a w ostatni czwartek zakazał polskim władzom wydalania cudzoziemca z Polski do zakończenia wszystkich postępowań.

Czytaj także: Polska chce deportować dwie nastolatki z Tadżykistanu

Mimo tego postanowienia 21 czerwca rano funkcjonariusze zabrali Nurmagomeda z ośrodka, zawieźli na lotnisko Okęcie i wprowadzili do samolotu lecącego do Moskwy. Nie pomagały telefony i interwencje prawników organizacji pozarządowej, apele o niełamanie postanowienia Trybunału, przestrzeganie konstytucji, przypominanie, że Polskę wiążą orzeczenia europejskich sądów. Nie pomagało apelowanie do empatii i rozsądku – że może zginąć człowiek, a ani klient, ani jego prawniczka nic nie wiedzą o przyczynach deportacji.

Ok. 10 rano coś się zmieniło – za ważnymi drzwiami ktoś wcisnął przycisk. Deportację wstrzymano, Nurmagomedowi kazano wysiąść z samolotu i zawieziono go z powrotem do Przemyśla. Jego rzeczy i telefon odleciały do Moskwy.

Tajne akta i prawo do obrony

Dlaczego polskie władze chcą wysłać Nurmagomeda do Czeczenii? Informacji na ten temat brakuje. Polska ustawa o cudzoziemcach stanowi, iż można odebrać ochronę międzynarodową, gdy wymagają tego względy obronności, bezpieczeństwa państwa, ochrony porządku publicznego lub interes RP. W takiej sytuacji można deportować natychmiast – nawet przed zakończeniem procedur w Polsce. Nie wolno jednak deportować, jeżeli na miejscu grozi człowiekowi śmierć lub tortury, nie ma podstaw w postaci mocnych dowodów, iż istnieje zagrożenie dla bezpieczeństwa.

W aktach sprawy Nurmagomeda – jak twierdzi jego prawniczka Małgorzata Jaźwińska – nie ma nawet podstawowych informacji, które mogłyby o tym świadczyć. Nie postawiono zarzutów karnych, nie pokazano żadnych dowodów.

W lutym 2019 r. o zatrzymaniu Nurmagomeda informowała Państwowa Agencja Prasowa. W komunikacie mogliśmy przeczytać więcej, niż znajduje się w dokumentach procesowych. Stanowił on, że „w wyniku współpracy funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Placówki Straży Granicznej w Warszawie został zatrzymany Nurmagomed M., obywatel Federacji Rosyjskiej pochodzenia czeczeńskiego. Cudzoziemiec był powiązany z organizacjami o charakterze terrorystycznym oraz zaangażowany w udzielanie wsparcia logistycznego tego typu organizacjom”. PAP wspomniał także, że jego sprawa powiązana jest ze sprawą Azamata Bajdujewa – wydalonego z Polski w 2018 r. na wniosek ABW.

Wątpliwości jest dużo. Nie wiadomo, czemu Nurmagomeda tak długo nie zatrzymywały zachodnie kraje. Mężczyzna został pozbawiony ochrony w czerwcu 2018 r., ale aż do 30 stycznia, kiedy pojawił się w Polsce, chodził wolny. Wyjaśnienia wymaga także wątek rosyjski. Na początku maja 2017 r. Rosja wydała komunikat o tym, że Czeczen – choć od 2009 r. nie był w Rosji – jest poszukiwany. Federacja Rosyjska w ostatnim czasie wydaje wiele listów poszukiwawczych za różnymi uciekinierami, o których przypomina sobie po czasie. Gdyby okazało się, że powodem wydalenia Czeczena są informacje z Rosji, mielibyśmy głęboki kryzys praw człowieka w zakresie ochrony międzynarodowej.

Sprawa Bajdujewa wyglądała od początku podobnie. Ojciec Azamata ochraniał w czasie wojny Dudajewa, czyli przywódcę ruchu niepodległościowego, Bajdujewowie musieli uciekać. Rodzina otrzymała status w Polsce, potem wyjechała na Zachód. Bajdujewa zatrzymano w Belgi, deportowano do Polski, bo to państwo, które przyznało status, jest upoważnione do jego odebrania. Jako powód wskazywano zagrożenie dla bezpieczeństwa. Wspominano, że był w Syrii, ale konkretów nie ujawniono. W jego sprawie protestowało wiele osób, które nie wierzyły zupełnie w te zarzuty. W Europie została cała rodzina Bajdujewa, w tym szóstka małych dzieci.

Azamat wiedział, co go czeka w Czeczenii – w drodze na lotnisko próbował podciąć sobie żyły.

Po zatrzymaniu na miejscu zniknął – to moment, gdy standardowo w republice ludzie poddawani są torturom. Ostatecznie odnalazł się w więzieniu. Obrońcy praw człowieka z Rosji twierdzą, że żyje tylko dzięki hałasowi, który polskie media zrobiły w tej sprawie.

Dlaczego Polska wypuszcza podejrzanych o terroryzm?

Zarówno w sprawie Nurmagomedowa, jak i Azamata więcej jest pytań niż odpowiedzi. W przypadku każdego z nich nie da się wykluczyć związku z grupami terrorystycznymi, choć wiele osób zupełnie w to nie wierzy. Bardzo możliwe, że i jeden, i drugi popełnił na terenie Unii Europejskiej przestępstwo, za które powinien zostać skazany. Problem w tym, że nie został.

Czy w ogóle wiemy, gdzie wysyłamy osoby podejrzane o terroryzm? Masowe egzekucje, zabójstwa, porwania, zaginięcia, gwałty, tortury, zastraszanie, wymuszenia, preparowanie postępowań karnych, potworna korupcja – tak wygląda dziś Czeczenia Ramzana Kadyrowa. Republika jest zupełnie – za przyzwoleniem władz Rosji – wyłączona spod rosyjskiego systemu prawnego.

W takich warunkach scenariuszy jest tak naprawdę więcej niż jeden.

Pierwszy – Nurmagomed zostanie zabity. Większość osób, które deportujemy do Rosji, zostaje przekazana czeczeńskim służbom bezpieczeństwa (część z nich sama wraca – bo osoby poszukiwane nie mają praktycznie możliwości ukrycia się w innych częściach Rosji). Na miejscu taka osoba poddawana jest torturom i pod ich wpływem składa wyczerpujące zeznania. W trakcie tortur może umrzeć – zdarzają się przypadki zgonów niezamierzonych, po prostu każdy organizm inaczej reaguje na tortury. Może też zostać po prostu zabita, jako przykład można tu podać przypadek Apti Nazjujewa, który został deportowany z Norwegii. W 2013 r. znaleziono go martwego w rzece, z wybitymi zębami, powbijanymi gwoździami, roztrzaskanymi kolanami, złamaną podstawą czaszki. Czy przypadek torturowanego prądem elektrycznym Umara Bilemchanowa, którego odnaleziono martwego w 2012 r. Czy 27 innych osób, które władze – według „Nowej Gazety” – pozbawiły życia w zbiorowej egzekucji w styczniu 2017 r.

Drugi scenariusz – Nurmagomed będzie torturowany, przyzna się, trafi do więzienia. Sposób, w jaki zatrzymano deportowanego Bajdujewa, wpisuje się zresztą w typowy sposób działania służb republiki. Grupa osób, często nieumundurowanych i zamaskowanych, wyciąga człowieka z domu, wpycha do samochodu i przez jakiś czas w ogóle nie wiadomo, gdzie przebywa. W tym czasie przetrzymywany jest w piwnicach nieoznakowanych ośrodków lub komend policji i torturowany. Część osób nigdy się nie odnajduje, część wraca w ciężkim stanie, część odnajduje się w więzieniu. Pod wpływem bólu i strachu ludzie przyznają się do wszystkiego, czego życzą sobie sprawcy, wydając czasem inne, często niewinne osoby. Ludzie wiedzą, że jeżeli ktoś znika w Czeczenii w ten sposób, prawie zawsze znaczy to, że poddawany jest torturom.

Marta Szczepanik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, autorka raportu o Czeczenii „Republika strachu”, zwraca uwagę, że w republice organy rozliczane są z pracy w dużej mierze przy pomocy statystyk ilościowych, co może powodować zawyżanie statystyk dotyczących terroryzmu czy przestępczości, a sądy – choć spełniają warunki formalne działania sądownictwa w Federacji Rosyjskiej – są głęboko podporządkowane organom państwowym.

Zdaniem Jeleny Miłasziny, rosyjskiej dziennikarki zajmującej się Czeczenią, tortury mają w Czeczenii miejsce w przypadku wszystkich postępowań, a Czeczeni często są przekazywani przez FSB służbom republiki dlatego, że czeczeńskie struktury siłowe są traktowane w Rosji jako oddziały do wykonywania „brudnej roboty”. FSB wykorzystuje Czeczenię jak Ameryka Guantanamo.

Możliwy jest jednak także zupełnie inny scenariusz – Nurmagomed może zostać wypuszczony.

Organy Federacji Rosyjskiej wcale nie muszą uznać, że osoba posądzona o terroryzm przez europejskie rządy popełniła przestępstwo. Organy Republiki Czeczenii też mogą nie być zainteresowane skazaniem. Dużo korzystniejsze może być np. zmuszenie mężczyzny do wstąpienia do oddziałów Kadyrowa i pracy w strukturach siłowych. Znane są też przypadki ludzi zmuszanych do walki w Syrii lub na Ukrainie. „Złamany” uchodźca, nie widząc dla siebie innych szans, może pójść na każdą współpracę z reżimem. Paradoksalnie więc ktoś posądzany o walki w Syrii może do Syrii w ten sposób trafić. Warto też pamiętać, że mówimy o republice, w której jeszcze 15 lat temu, w czasie wojny, masowo handlowano osobami zatrzymanymi. Dziś człowiek żyje, jeżeli jest reżimowi potrzebny.

To wszystko oznacza, że wysyłając ludzi do Federacji Rosyjskiej, nie mamy żadnej gwarancji, że za swoje działania (te, o które ich podejrzewamy) poniosą odpowiedzialność. Nie mamy też żadnej gwarancji, że do nas nie wrócą – jeżeli nie ludzie, to problemy. Jaki efekt osiągniemy, wysyłając ludzi na śmierć? Poza wspieraniem reżimu? Czy takie działania stabilizują Kaukaz? Czy demokratyzują Rosję? Czy niedemokratyczna Rosja jest dla nas bezpieczna?

Coraz bliżej do Moskwy

Nie da się w tym miejscu nie zastanawiać, dlaczego osobę, którą popełniła przestępstwo na terenie Unii, w ogóle chcemy z terenu Unii wypuścić. Dlaczego Polska nie postawi takim osobom zarzutu, nie przeprowadzi uczciwych procesów i w razie skazania – nie umieści ich w więzieniu? Standardem jest przecież – w przypadku osoby podejrzewanej o popełnienie przestępstwa – postawienie zarzutów karnych. Taka osoba może zostać aresztowana, a jeżeli te zarzuty potwierdzą się – skazana, i może odbyć karę w Polsce. Jeżeli ktoś popełnił w Polsce lub w innym kraju UE przestępstwo, to powinno to zostać wyjaśnione.

Sprawa Nurmagomeda ujawnia niebezpieczną tendencję – polską, antydemokratyczną. W demokratycznym państwie człowiek ma prawo do sprawiedliwego procesu, informacji, jawności zarzutów, obrony. Ma także prawo oczekiwać, że postanowienia sądów w jego sprawie będą respektowane. W tej sprawie tak się nie stało, a urzędy uporczywie kontynuowały deportację mimo orzeczeń Trybunału.

To zresztą nie pierwszy raz, kiedy to robimy. Białoruski prawnik Nikita Matiuszczenkow i polscy prawnicy z grupy Adwokaci na Granicy pamiętają osiem postanowień wydanych w stosunku do Polski. W każdej z tych spraw chodziło o uchodźców, którzy próbowali wjechać do Polski. Straż Graniczna odmawiała wpuszczenia ich i przyjęcia ich wniosków o status uchodźcy – wtedy orzeczenie ETPC też nie zawsze pomagało.

To zupełnie nowa sytuacja. Jeszcze kilka lat temu lekceważenie okazywane wymiarowi sprawiedliwości było raczej domeną państw takich jak Rosja, do których Polska dystansowała się, uważając je za centrum despotycznej, zdemoralizowanej władzy.

Od deportacji chwilowo odstąpiono, ale Nurmagomed nie może czuć się bezpiecznie – w każdej chwili może zostać wznowiona, gdy tylko ucichnie szum w jego sprawie.

Chcemy tylko, żeby Polska przestrzegała prawa – komentuje Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, które udziela Nurmagomedowi pomocy prawnej. – W tej chwili mamy do czynienia z sytuacją jak u Kafki. Nasz klient nawet nie wie, o co jest oskarżony, a to całkowicie wyklucza możliwość obrony. Każdemu można powiedzieć, że zajmował się działalnością terrorystyczną. Zarzucanie terroryzmu osobom czy grupom wpisuje się w niepokojący nurt zarządzania strachem. Najlepszym sposobem pozbycia się osób niewygodnych jest zarzucanie im terroryzmu – w końcu wszystkim nam zależy na bezpieczeństwie państwowym. Wystarczy postawić zarzut i uniemożliwić obronę. W demokratycznym państwie prawa takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. To są metody rodem z państw totalitarnych.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną