Pierwsza wyniki maturalne poznała dyrekcja. Szefowa chciała wiedzieć, ile osób nie zdało. Sprawdziła raz, potem drugi raz, potem na wszelki wypadek jeszcze raz. Kazała sprawdzić innym. Musimy mieć 100-procentową pewność. Za chwilę zadzwonią z ESKI albo z „Dziennika Łódzkiego”. Trzeba wiedzieć, jak reagować.
W kwietniu, gdy z powodu strajku nie prowadziliśmy lekcji, odwiedzili nas przedstawiciele Rady Rodziców. Spotkanie było burzliwe. „Dlaczego nie przygotowujecie uczniów do matury?” – pytali. Odpowiedzieliśmy, że udział w strajku jest naszym prawem, a podczas strajku lekcji nie ma. Rodzice prosili, abyśmy pomyśleli, jakie mogą być skutki naszej postawy. „Przecież to będzie katastrofa”. Najgorsza matura w historii szkoły. Potem padły ubrane w piękne słowa groźby, których sens sprowadzał się do tego, że jeszcze pożałujemy. Będziemy gorzko żałować, że zostawiliśmy uczniów na pastwę losu. Co oni mają teraz robić? Cały miesiąc bez lekcji, bez sprawdzianów i prac domowych! Czyście na głowę upadli?
Matura zdana, czas na studia
Dyrekcja w końcu nabrała pewności, że wszyscy zdali. Jezu, nikt nie oblał. Wiecie co, a byłam pewna, że kilka osób w tym roku nie zda. Przecież mamy to nawet zapisane w protokołach rad pedagogicznych. Że obawiamy się, że dostrzegamy problem. A ile było zagrożeń? Z matematyki to chyba po dziesięć w każdej klasie. A tu, proszę, wszyscy zdali. Z matematyki też. Nie mogę uwierzyć. No i gdzie ta katastrofa? Nawet ten – tu patrzcie, gdzie trzymam palec – też zdał maturę i może iść na studia, a wszyscy gadali, że to pewniak niewyuczalny. Śmieszne, nie uważacie?
Centralna Komisja Egzaminacyjna podała, że w całej Polsce wyniki maturalne są nieomal identyczne jak rok temu.