Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Upokarzająca rekrutacja. Radzimy rodzicom, aby pisali odwołania i nie tracili nadziei

Listy przyjętych do XXVI LO w Łodzi Listy przyjętych do XXVI LO w Łodzi Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Przez kogo cierpią dzieci? Komisja rekrutacyjna też robiła, co mogła. Więc kto za to wszystko odpowiada? Jak zwykle nikt? Trzeba by powołać specjalną komisję – niech zbada! Po pięciu latach się dowiemy.

Dzisiaj zrozumiałem, dlaczego w komisji rekrutacyjnej w mojej szkole jest trzech rosłych chłopów. Wszyscy 180–190 cm. Niskim przezornie w tym roku podziękowano. I to właśnie nam dyrekcja dała listy zakwalifikowanych i niezakwalifikowanych, abyśmy powiesili je na korytarzu.

Kłębił się tam tłum wściekłych rodziców. Niektórzy próbowali wejść do biblioteki, gdzie urzędowaliśmy, ale zostali powstrzymani przez nasze woźne. Kobiety także słusznej postury. Przy drzwiach padały mocne słowa, ale nikt niczemu się nie dziwił. Gdybym nie mieszkał od kilkunastu lat na łódzkich Bałutach, w tym jakiś czas na słynnej Limance – ulicy pełnej zakapiorów – pewnie bym odmówił.

Odpowiadamy za rekrutację, ponieważ ktoś musi

Powiedziałbym, aby ktoś inny wyszedł do rodziców i powiesił te listy. Ktoś bezdzietny, samotny, ja za dużo mam do stracenia. Godzinę wcześniej członkowie komisji rekrutacyjnej musieli podpisać się na każdej kartce z nazwiskami: osób zakwalifikowanych do nas, osób, które chciały do nas, ale zakwalifikowały się gdzie indziej, oraz takich, które nigdzie się nie dostały (sporo ich było).

Podpis oznacza, że jesteśmy odpowiedzialni za to, co się tu dzieje. Formalnie to wszystko przez nas. Przede wszystkim jako komisja zajmująca się naborem ponosimy winę za to, że jakieś dzieci nigdzie się nie dostały. Dlaczego na to pozwoliliśmy? Przecież miejsc w szkołach średnich – oznajmia MEN – przygotowano wystarczająco dużo. Odpowiadamy za rekrutację, ponieważ ktoś musi. Wyjrzałem na korytarz, popatrzyłem na zacięte twarze rodziców i zrozumiałem, że oni też szukają winnych.

Reklama