Nie dość, że podczas rekrutacji spotkały się trzy roczniki, to jeszcze muszą zmagać się z niesprawiedliwym i nieludzkim systemem oceniania. Do tego wiele dzieci dowiedziało się, że są – w kwestii posługiwania się językiem polskim – zerami.
Problem podwójnego rocznika narodził się osiem lat temu, ale PiS nie zrobił w międzyczasie nic, żeby temu zaradzić. Absolwenci podstawówek i ich rodzice mają duży problem. W samej Łodzi może zabraknąć dla uczniów ok. 1500 miejsc.
Nabór uzupełniający, który właśnie się rozpoczął (trwa od 3 sierpnia), służy właśnie temu, aby klasy były liczne, a szkoła miała pracowników. To naprawdę ważna sprawa.
Ktoś pyta rodzica, z iloma punktami dostał się do liceum. Odpowiada, że za jego czasów były egzaminy wstępne. No to ile miał punktów z tego egzaminu? Nie było punktów.
Jaki będzie skutek? W dłuższej perspektywie pogorszy się jakość polskich szkół, nauki, pracy i życia w zatłoczonych budynkach, klasach, w programowym chaosie. W ostatecznym rozrachunku na pisowskiej pseudoinżynierii oświatowej jako społeczeństwo stracimy wszyscy.
Od rodziców słyszę, że nigdy nie pogodzą się z tym, że dziecko nie trafiło do szkoły, do której powinno trafić. Świetne wyniki, doskonałe oceny, sukcesy – i to wszystko na nic? Przecież jak nic z tym nie zrobimy, dalej będzie już tylko gorzej. Odpuściłbyś, gdyby chodziło o twoje dziecko?
Przez kogo cierpią dzieci? Komisja rekrutacyjna też robiła, co mogła. Więc kto za to wszystko odpowiada? Jak zwykle nikt? Trzeba by powołać specjalną komisję – niech zbada! Po pięciu latach się dowiemy.
Tysiące uczniów pozostało bez miejsc w szkołach średnich. W Warszawie do żadnej nie dostało się 3,1 tys. uczniów, w Poznaniu i Wrocławiu – po 1,6 tys. osób.
Wielu polskich nastolatków ma nerwowe wakacje i już wie, że czeka ich rekrutacja uzupełniająca do liceów. A od września lekcje do wieczora w zatłoczonych szkołach.
Wiceminister radził uczniom, którzy nie dostali się do szkół: mogą poszukać szkoły za granicą.