Związek Nauczycielstwa Polskiego poinformował, że do 15 września będzie prowadził ankietę z pytaniami o preferowane formy dalszych protestów. Na podstawie tego sondażu 16 września zarząd ZNP zdecyduje, czy przeprowadzić referendum w sprawie strajku. Ponieważ formalne procedury ciągną się tygodniami, czasu na ten ewentualny strajk przed wyborami zostałoby bardzo mało.
Proponowane podwyżki są niewystarczające
Dzisiejszą decyzję zarządu ZNP można interpretować jako grę na zwłokę, której w zaistniałych okolicznościach trudno się dziwić. Nauczyciele wiosną przez trzy tygodnie wstrzymywali się od pracy, żądając podwyżek najpierw o 1 tys. zł, później o 30 proc. Informując o zawieszeniu strajku tuż przed maturami, prezes ZNP Sławomir Broniarz zapowiadał, że daje rządowi czas do września.
Rząd nie przedstawił żadnych propozycji innych niż podwyżka o 9,6 proc. od jesieni, której domagała się nauczycielska „Solidarność”, ale która w opinii większości protestujących była niewystarczająca. Minister edukacji Dariusz Piontkowski poinformował wręcz kilka dni temu dość jasno, że nauczyciele nie mają co liczyć na lepsze pieniądze od 2020 r. Z kontynuacji protestu ZNP wycofać się więc nie może.
Jednak zapowiadana nieoficjalnie w ostatnich tygodniach decyzja o referendum od początku września zdawała się wielce ryzykowna.