Reportaż TVP o LGBT to mokry kapiszon, ale i dziennikarska zdrada
Przyznam się, że z lękiem oglądałem szumnie zapowiadany przez TVP „reportaż wcieleniowy” Przemysława Wenerskiego pod złowieszczym tytułem „Inwazja”, poświęcony „ideologii LGBT”, zwłaszcza marszom równości i kwestii edukacji seksualnej w szkołach.
O tym, że taki reportaż powstanie, wiadomo było od wielu tygodni, gdyż działacze Kampanii Przeciw Homofobii, współorganizującej marsze, zdemaskowali podającą się za wolontariuszkę dziennikarkę nagrywającą i filmującą za pomocą sprzętu szpiegowskiego ich spotkania. Można by się było spodziewać, że z wielogodzinnego zapewne materiału szpieg przebrany za dziennikarza (czy też dziennikarz w roli szpiega) wyłuska coś „mocnego”. Nie udało się. Wyszedł z tego mokry kapiszon.
Nie tylko nagrania z ukrytych mikrofonów i kamer były kompletnie pozbawione wszelkiej sensacji, lecz i cały dokument zrobiony został bez polotu. Jest po prostu nudny. Wygląda, jakby nic się nie udało, ale na siłę i tak trzeba było go zmontować. Zamiast sensacyjnych, wywołujących oburzenie obrazków i wypowiedzi dostaliśmy dość letni wizerunek młodzieży oddającej się idei wolnej miłości (bądź czemuś w tym rodzaju) – młodzieży raczej grzecznej niż grzesznej. Ot, przebierańcy urządzają nieskromną maskaradę.
Tak pomyśli nieuprzedzony i nieznający problemu LGBT widz – dopóki nie usłyszy od komentatorów, co ma o tym sądzić.