Pierwszy dzień strajku włoskiego. Nauczyciele się najeżyli i co dalej?
Kilka dni temu szefowa zażądała listy strajkujących. Domagała się tego od koleżanki, która pełni funkcję prezeski ogniska ZNP. Koleżanka wróciła niedawno z rocznego urlopu na poratowanie zdrowia. Ostatni rok w oświacie to cała epoka. Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Nauczyciele też byli inni. Mniej nerwowi. Teraz wystarczy drobnostka, aby doszło do awantury. Za łby z dyrekcją jeszcze się nie bierzemy, ale to tylko kwestia czasu.
Skoro szefowa chce, to będziemy strajkować. A co! Prezeska próbuje zrozumieć, co tu się dzieje. Listy, oczywiście, nie ma. Pyta nas, którzy strajkowaliśmy pół roku temu, czy ma obowiązek sporządzić. A po co to komu? – odpowiadamy. Na co dyrektorce ta informacja? Sama to wymyśliła, czy ktoś jej kazał? Kto się dowiedział, był oburzony. Może nie będziemy dostawać pensji jak ostatnio? A może PiS coś szykuje przeciwko nauczycielom i chce mieć pewność, komu należy przywalić? Żadnej listy nie będziemy dawać.
Szkolenie, żeby zmienić szkołę na lepsze
Niespodziewanie tuż przed 15 października – dniem rozpoczęcia strajku – wszyscy zostaliśmy zaproszeni na szkolenie. Na jaki temat, nikt nie miał pojęcia. Niespodzianka. Może będziemy przepytywani w sprawie strajku? Może będziemy zmuszani do określenia się, po czyjej stronie jesteśmy? Na miejscu okazało się, że będziemy pracować w grupach nad tym, co w szkole jest źle (grupa 1), dlaczego tak jest (grupa 2), jak powinno być dobrze (grupa 3) i co należy zrobić, aby było lepiej (grupa 4). Pani, która została wynajęta do przeprowadzenia szkolenia, nie miała pojęcia, jak bardzo jesteśmy wzburzeni.